Błazen Nadworny - Lekcja łaciny

Spisano dnia 14 lutego A.D. 2021 

Lekcja łaciny


     Skoro jeno nastał luty, od Alp nadszedł niemiłosierny wprost mróz. Jezioro Lemańskie pokryło się grubą warstwą lodu, a ulice Lozanny opustoszały. Kto mógł, nosa nie wyściubiał z domu, a jeśli kto już potrzebował gdzie iść, zdążał tam nader śpiesznie, opatulony w ciepłe palto, albo futro i ani mu w głowie było podziwiać widoki. Okno mej mansardy pokryły fantastyczne malunki i aby wyjrzeć na Place de la Riponne, musiałem pierwej palec do szyby na chwilę przytknąć, aby jego ciepłem w onem arcydziele dziurkę do patrzenia uczynić. Poza tem o wszytkiem, co się w mieście, kantonie, jako też w Europie dzieje, z gazety się przecie dowiaduję, którą codzień chłopak pode progiem ostawia. Aż strach pomyśleć, co by się też stało, gdyby ją tak dnia którego od zimna drukować zaprzestano! Nic a nic bym wtedy nie wiedział i skoro by mi kto na ten przykład rzekł, iż Napoleon Rosyją zawładnął, łacno bym uwierzył.

     W taki to właśnie mroźny dzień siedzieliśmy wraz z pannami Mercier tuż przy piecu z pięknych, zielonych kafli uczynionem i grzejąc się od niego, przepowiadaliśmy łacińską gramatykę. Akuratnie przyszło do objaśnienia, czem jest ablativus absolutus, więc szukając w myślach jakiego przykładu nieopatrznie rzekłem:

     – Caesare consule.

     – I cóż znaczy? – spytała Antoinette.

     – Przekłada się: gdy Cezar był konsulem, albo inaczej: za konsulatu Cezara.

     – Ah bon? Już pojmuję! – odparła.

     – A może opowiesz waść o tem, jak Cezar konsulem się ostał? – spytała niemal natychmiast Agnes i uśmiechnęła się niewinnie.

     Chocia wiedziałem doskonale, iż dziewczęciu łacina całkiem nie w głowie, to przecie volens nolens zawżdy dawałem się nabierać na takowe sztuczki, więc odchrząknąwszy rzekłem:

     – Stało się to w roku pięćdziesiątem dziewiątem przed narodzeniem Pana, jeśli mnie pamięć nie myli. W rzeczy samej, ów najwyższy republikański urząd, na któren go obrano, otwarł mu drogę do dyktatury.

     – Musi, był jednak wielkiem człowiekiem, skoro się na niem poznano. N'est-ce pas? – stwierdziła cokolwiek naiwnie Antoinette. A może i ona chciała skłonić mnie do opowieści?

     – Niewątpliwie był, Mademoiselle – rzekłem – skoro aż po dziś dzień nazwisko jego oznacza najwyższą na tem świecie władzę. Atoli, czy się poznano? W rzeczy samej, by urząd zdobyć, należało zjednać sobie stronników w Senacie i przypodobać się ludowi, naobiecywać niestworzone rzeczy, a przede wszytkiem złotem hojnie sypnąć...

     – Vraiment? – obie panny wyrecytowały niemal chórem unosząc w górę brwi ze zdumienia.

     – Nie inaczej. Na tem właśnie polegała rzymska polityka. Senatorowie bywali przekupni, a lud... zapewne jeszcze bardziej. Temczasem zaś Cezar nie miał ani grosza, chocia dopiero co wrócił z Hiszpanii.

     – Et alors... – wzruszyła ramionami Agnes – A cóż Hiszpania ma do pieniędzy?

     – A to, Mademoiselle, że Cezar był tam przez rok namiestnikiem po zakończeniu urzędowania jako pretor. Tak to działało w Rzymie, że politycy po ukończonej kadencji na urzędzie otrzymywali na rok w zarząd prowincje, gdzie mogli się nieźle obłowić – kosztem tamtejszej ludności, rzecz jasna. Niestety, wszytko, co Cezar zyskał, poszło na spłatę starych długów, bo przecie wcześniej był już pretorem, edylem, kwestorem...

     – A zatem co takiego uczynił, że go jednak tem konsulem obrano? – spytała Antoinette.

     – Otóż zawarł tajne porozumienie – odparłem – z najznamienitszem wodzem, Gnejuszem Pompejuszem i najbogatszem Rzymianinem, Markiem Licyniuszem Krassusem.

     – Triumwirat! – zakrzyknęła Agnes i klasnęła w dłonie.

     – Otóż to! – uśmiechnąłem się widząc jej radość – To wielce zabawne, albowiem Pompejusz należał do konserwatywnego stronnictwa optymatów, zaś Cezar, przeciwnie, związany był z popularami. Obiedwie partyje ustawicznie się zwalczały, atoli i one same targane były wewnętrznemi konfliktami. Pompejuszowi czyniono w Senacie różne wstręty, więc uznał, że dla własnej korzyści dogodnie mu będzie potajemnie sprzymierzyć się z Cezarem. Jeśli zaś idzie o Krassusa, interesowały go wyłącznie pieniądze i zapewne uważał, że władza Cezara mu ich przysporzy. Wszytcy zgodnie postanowili, iż odtąd nie stanie się w Rzeczypospolitej nic, co nie podobałoby się któremukolwiek z trzech.

     – A zatem władza i pieniądze... – westchnęła Antoinette – Czyliż zaprawdę na świecie nie ma nic godniejszego zachodu?

     – I co?! I co było dalej? – wtrąciła niecierpliwie Agnes uwalniając mnie tem samem od odpowiedzi na kłopotliwe pytanie swej starszej siostry.

     – No cóż, jako się rzekło, Cezar ostał się konsulem, a że drugi konsul, Marek Kalpurniusz Bibulus, okazał się mało sprawnem politykiem, tem łatwiej było mu przeprowadzać dogodne dla wszytkich triumwirów ustawy. Z czasem jednakoż i senatorom i ludowi coraz mniej była w smak owa władza, niewiele przecie mająca wspólnego z rzymską demokracją, tyle że już nie tak łatwo było się jej przeciwić. Po zakończeniu urzędowania wyprawił się Cezar do swej prowincji, Galii Narbońskiej, czyli dzisiejszej południowej Francji, aby następnie podbić całą Galię i powróciwszy do Rzymu, otrzymać od Senatu władzę dyktatorską... Ale, ale, moje panny! My tu o Cezarze, a czas ucieka! – spojrzałem na stojący na niewielkiem stoliku tuż obok fortepianu, piękny, złocony zegar – Pora wracać do łaciny!

     – Powiedzże waćpan jeszcze, co stało się z triumwiratem – poprosiła Antoinette – boć przecie nie władali do końca razem.

     – Ani trochę – odparłem – nie o to szło Cezarowi, by dzielić się władzą, lecz raczej o to, by koniec końców, pożreć swych sojuszników. Krassus nie przysporzył mu kłopotów, albowiem poległ na wojnie z Partami, atoli Pompejusza musiał wraz z wojskiem ścigać przez półtora roku po wschodnich prowincjach, by ostatecznie pokonać go w bitwie pod Farsalos. Ale teraz ablativus absolutus. Chciałbym od panienek usłyszeć jakie przykłady.

     – To może... – zastanowiła się Antoinette – może principe regente?

     – Przetłumaczysz aśćka? – spojrzałem na Agnes.

     – Chyba... gdy władał książę...

     – Doskonale, moje panny! Doskonale – stwierdził z zadowoleniem


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.