Błazen Nadworny - Spowiedź

Spisano dnia 25 sierpnia A.D. 2019

Spowiedź


     Zaiste wielce osobliwem fenomenem jest głos – pisał już o niem w swem dziele De audibilibus sam Arystoteles, a i ja wcale niedawno miałem okazję przekonać się na własne uszy. Oto bowiem spacerując po pałacowem parku, natknąłem się nieopodal rzymskich ruin na wcale nową budowlę, zapewne wzniesioną tu wiosną z rozkazu Miłościwego Pana, albo Księcia Regenta. Była to muszla do pionu postawiona, niczem z gigantycznej ostrygi, rozmiarów akurat takich, żeby wewnątrz niej pomieścić kamienną ławeczkę, na której dwie, albo i trzy persony bez trudu zasiąść by mogły. Przysiadłem takoż i ja, albowiem po długiem wędrowaniu czułem już w stopach bolesność i chwila wypoczynku zdała mi się nader pożądaną. Zerwałem się jednakoż zaraz na równe nogi posłyszawszy tuż przy uchu czyjś ściszony głos:

     – A zatem, córko, wyznaj swe winy niczego nie zatajając.

     Rozejrzałem się, lecz wokół nie było nikogo. Miałożby się to zdarzyć w północną godzinę, byłbym pewien, że z duszą jaką w czyśćcu cierpiącą mam okoliczność i wraz zmówiłbym wieczny odpoczynek, atoli w dzień biały? Przysiadłem na powrót na ławeczce i oto znów dobiegł mnie głos, inszy, tem razem niewieści:

     – Ciężko zgrzeszyłam, ojcze, rozpowiadając o wielu znamienitych szlachcicach rzeczy na wskroś nieprawdziwe.

     Rozejrzałem się raz jeszcze, lecz z tem samem co poprzednio skutkiem, podczas gdy głos męski ozwał się ponownie:

     – Dziecko moje, a dla jakiejże przyczyny tak czyniłaś?

     – Aby im zaszkodzić, ojcze. Szatan poddał mi taką myśl.

     – Szatan we własnej osobie?!

     – Nie we własnej, lecz wcielił się był w imć Pana Piebnicza.

     W tejże chwili dostrzegłem, że hen, po drugiej stronie polany, w sporem oddaleniu stała koncha wcale podobna do tej, w której przysiadłem. Wzrok mój nie pierwszej już mocy, więc z trudem niejakiem dostrzegłem wewnątrz niej dwa kształty, siedzące zapewne na takiej, jak i moja ławeczce. Nie poznałbym żadną miarą, kto to, lecz słowa słyszałem wyraźnie:

     – Pan Piebnicz sekretarzem jest najwięcej zaufanem samego Pana Żebrowicza. Niepodobna by Instygator Wielki Koronny obrał sobie do pomocy człeka słabego charakteru, a takowych jeno duch nieczysty posiąść potrafi. Azaliż więc prawdę powiadasz? Może być, kto inszy do czynów niecnych cię nakłonił?

     – Na wszytkie świętości przysięgam, ojcze, że był to Pan Piebnicz lub raczej diabeł, co jego przywdział postać.

     Na moment zapadła cisza, po czem dało się słyszeć chrząknięcie i głos męski ozwał się de novo:

     – A jakoż to Pan Piebnicz, znaczy duch nieczysty, namówił cię do onych wszeteczności?

     – Rzekł mi zwodniczo, że to pro publico bono, albowiem mężowie, których pomawiać mi przyszło, wielce Księciu Regentowi szkodzili...

     – Córko, skoro by tak być miało, czyny twoje nie za grzech, jeno za zasługę poczytać by trzeba.

     – Ależ ojcze! Sumienie dzień i noc czyni mi wyrzuty za me nieprawości!

     – Sumienie zwodzić może tego, któren zbłądził. Powiadam ci, żadna to nieprawość zło w zarodku zdusić, a jako naucza Święta Teologia, do celu zbożnego różne wiodą drogi, choć przecie cel zawżdy środki uświęca. Podobnież zło mniejsze wrogiem jest większego, a że przeciwieństwem zła dobro jedynie być może, ergo dobrze czyniłaś i to nie szatan żaden, jeno Pan Piebnicz we własnej osobie słusznie ci rozkazywał. Może być nawet, wolę Pana Żebrowicza wypełniając.

     – Skoro tak, ojcze...

     – Było co jeszcze?

     – Listy pisałam, w których to pomawiałam szlachciców onych o niegodne czyny, a wszytko albo sama zmyśliłam, albo też Pan Piebnicz ze swą kompaniją...

     – Wszak rzekłem już, że skoro pro publico bono, nic w tem zdrożnego nie ma, wręcz przeciwnie.

     – Brałam za to podarki, już to biżuterię, już malowidła, a raz nawet rzeźbę husarza skrzydlatego, na koniu karem, w zbroi złocistej...

     – Córko, grzechem nie jest, skoro kto białogłowie błyskotki daje, albo gdy ona dar przyjmuje. Pamiętać jeno przystoi, iże to marność nad marnościami, vanitas vanitatum, jako rzecze prorok Kohelet, zasię nagroda prawdziwa w niebie jeno czeka. Rzeźba husarza atoli symbolem chwały jest, więc skoro cię nią nagrodzono, musi dobro wyższe od złota miałaś na uwadze. Jeszcze co?

     Na chwilę zapadło milczenie.

     – Cudzołożyłaś?

     – Zdarzyło się...

     – Wiele razy?

     – Siedm... Nie, jedenaście od ostatniej spowiedzi.

     – Zmów zatem za pokutę litanię do Najświętszej Panienki. Ego te absolvo...

     Powiecie pewno, że to nieładnie, cudzej spowiedzi słuchać. Zapewne, lecz primo, nie takim przecie miał zamiar, a o historii naturalnej wiedząc zbyt mało, anim się mógł spodziewać, że muszle tak zadziwiające mają właściwości. Secundo, nie poznałem przecie, ani kto, ani przed kiem się spowiadał. Tertio wreszcie, pro publico bono... Tak, właśnie pro publico bono rzecz całą oto zreferował


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.