Błazen Nadworny - Procesja

Spisano dnia 13 maja A.D. 2018

Procesja


     – Siła ich ciągnie – rzekł Najjaśniejszy Pan odkładając lunetę – aże serce rośnie! Lud nasz pobożny i to mu się chwali. Zna, iż wszelka władza od Boga pochodzi, więc władzy posłusznem być trzeba.

     Stojący nieco w tyle, na murach, Szambelan i Miecznik popatrzyli na Infanta z politowaniem, po czem wymienili między sobą znaczące spojrzenia, zaś Pan Podkanclerzy Czyścic odchrząknął i rzekł:

     – Ośmielę się zauważyć, Wasza Królewska Mość, że Boże Ciało dopiero za dwie niedziele z okładem...

     – Tak? – zdziwił się Infant – więc cóż to? Proba?

     – Niezupełnie – wtrącił Pan Hetman Błyskotliwski – owóż nie ma pewności, iże o religię tu idzie, albo raczej jest pewność, że nie o religię...

     – Więc o cóż? – Król spojrzał na Arcybiskupa, któren rozłożył bezradnie ręce, potem zaś pytającem wzrokiem popatrzył na mnie.

     – Zda się, o wolność, za przeproszeniem Waszej Królewskiej Mości – rzekłem kłaniając się i wykonując przy tem w powietrzu zawijasa mem kaduceuszem.

     – E tam, zaraz... gadanie... – obruszył się Pan Czyścic.

     – Coś się waszmości dowcip ostatnio wyostrzył – Hetman zmierzył mnie lodowatem wzrokiem – warto by go acanowi nieco przytępić od czasu do czasu.

     – Wolność to bzdura – machnął ręką Król, po czem znów spojrzawszy przez lunetę, dodał – przecie kościelne niosą sztandary, błękitne, a na nich wieniec z gwiazd dwunastu.

     – No właśnie, jak u Świętego Jana – uśmiechnął się Szambelan i dał dyskretnie wszystkiem znak, by nie wyprowadzali z błędu Infanta.

     – Tak jak u Świętego Jana w Apokalipsie... – mruknął ponuro Miecznik, atoli szczęśliwie mało kto go usłyszał.

     – Ciekawe, ile też tam ich może być? – wyrwało się Panu Woźniczemu.

     – No właśnie, ile? – podchwycił Infant.

     – Zaiste trudno orzec, Najjaśniejszy Panie – skłonił się Pan Czyścic.

     – Trudno? A zatem spytajcie wójta! Z Ratusza widać lepiej niźli z Zamku. No więc..., mości Podkanclerzy? Co mówi wójt?

     – Wedle wójta – Pan Czyścic skłonił się jeszcze głębiej – wedle wójta, by tak rzec... tego... Wasz Królewska Mość... wedle wójta...

     – No wykrztuśże waść wreszcie! – zniecierpliwił się Król.

     – Wedle wójta, będzie dwa tysiące – wyrzucił z siebie Pan Czyścic i oparł się ciężko o ścianę baszty.

     – Ale wójt głupi – ozwał się Pan Kapitan Gwardii ratując sytuację – do trzech zliczyć nie umie, a co dopiero do dwóch tysięcy!

     – Prawda, głupi jak but – dodał Hetman – nie inaczej!

     – Ja tu dostrzegam – Kapitan zmrużył oczy i podniósł dłoń ku brwiom – ja tu dostrzegam góra trzy setki. A wierzajcie mi, Najjaśniejszy Panie, wiem co mówię, bom już niejedną taką procesyją widział.

     – Sokoro tak, niechaj będzie trzysta! Cóż o tem sądzisz, aśćka? – Infant zwrócił się do stojącej tuż obok niego młodziutkiej dwórki.

     – Zda mi się, iż to nudne, Najjaśniejszy Panie – odrzekła białogłowa uśmiechając się delikatnie – nic, jeno tak liczyć poddanych...

     – No właśnie – skwitował Król – zajmijmy się zatem czemś bardziej interesującem. Już wiem! Urządzimy im zgaduj zgadulę! Ale... dopiero na jesieni. Niech będzie... jedenasty listopad. A teraz zabawa w ciuciubabkę w ogrodowem labiryncie!

     To rzekłszy, uradowany klasnął w dłonie, a następnie oddalił się wraz z grupą paziów i dam dworu, zaś ku mnie podszedł Hrabia Trelemorelski, zausznik Księcia Regenta.

     – A wspomnij waść jeszcze choć raz o wolności – syknął – sam obaczysz, co będzie...

     I tyle było owej pogawędki na zamkowech murach, przy północnej baszcie. Ciekawe, jakie też zagadki zechce zadać Król swojemu ludowi. Ale..., do listopada jeszcze daleko, więc pewno co obmyśli. Jeśli mu Książę Regent zezwoli... Temczasem zaś z okna komnaty mej procesyją takoż niezgorzej widać, choć przecie chciałoby się ją całkiem z bliska obaczyć, a i posłuchać, co tam ludzie gadają. Niestety, nic z tego, bo oblężenie Zamku trwa nadal i ani myśli się skończyć. Tak, tak, to samo, o którem Wam przeszłej niedzieli pisał


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.