Błazen Nadworny - O elektryczności zwierzęcej i wielkiem z nią ambarasie

Spisano dnia 21 stycznia A.D. 2018

O elektryczności zwierzęcej i wielkiem z nią ambarasie


     Siedzieliśmy sobie przy stole we trzech, wraz z Panami Śpiżarnem i Piwnicznem, racząc się w najlepsze reńskiem winem, gdy oto rozwarły się dźwierza i ukazał się w nich nie kto inny, jak Pan Woźniczy.

     – Słyszeliście już, waszmościowie? – spytał wielce zaaferowany.

     – A o czemże to mieliśmy słyszeć? – odpowiedziałem pytaniem odstawiając kielich.

     – A o tem, iż przybył do nas pewien uczony aże z dalekiej Italii, któren ma jutro jakoweś sztuczki magiczne demonstrować.

     – Sztuczki magiczne? – zdziwił się Pan Piwniczny – Toż to prędzej jarmarcznemu kuglarzowi przystoi niźli uczonemu!

     – Nie inaczej – rzekłem – a jakoż się zowie ów człek? Może to zwyczajny szarlatan, jakich pełno dziś po europejskich dworach?

     – Dottore Luigi Galvani – odparł Pan Woźniczy – jest pono profesorem Uniwersytetu w Bolonii.

     Spojrzeliśmy po sobie z niedowierzaniem. Osobliwe zaiste! Atoli z tem większem zaciekawieniem udaliśmy się nazajutrz w południe do Sali Audiencjonalnej, wypełnionej już po brzegi dworzanami, by obaczyć, co też tam się będzie wyprawiać. I w rzeczy samej, chyba nie o kuglarstwo tu szło, albowiem Profesor rozpoczął długi i zawiły wywód o elektryczności naturalnej, jaka się objawia skoro grom uderza i o sztucznej, którą można w ten sposób uzyskać, że się przykładowo szkło o wełnę owczą pociera. Dało się spostrzec, iż materia ta nieszczególnie ciekawi Najjaśniejszego Pana, albowiem co raz ziewał – pewno śpieszno mu było do zabaw z dwórkami. Podobnie zresztą Książę Regent zatopił się w lekturze dzieła poświęconego rasom kotów.

     Na koniec wykładu uczony doszedł do elektryczności zwierzęcej, zaczem wykonał wielce zabawne experimentum. Owóż zawiesił na nitce żabie udko, jakiemi raczą się Francuzi, zaczem w jedną dłoń ujął gwóźdź żelazny, w drugą haczyk z miedzi, dotknął jednem i drugiem udka, a następnie złączył ze sobą miedź i żelazo. Aże dech nam w piersiach zaparło na widok tego, jak udko skurczyło się niczem żywe! Na sali rozbrzmiały oklaski, Ksiądz Kapelan przeżegnał się przerażony, zaczem Profesor powtórzył swą demonstrację kilkakroć i nawet Infant się nią cokolwiek zaciekawił, zaś Książę Regent podniósłszy wzrok znad książki, mruknął:

     – I co z tego?

     Tak zakończył się wykład doktora Galvaniego, profesora Uniwersytetu w Bolonii, któren, jako się zdaje, ze sztuczkami magicznemi niewiele miał wspólnego. Najjaśniejszy Pan udał się następnie na ślizgawkę, a Książę Regent skinął na mnie od niechcenia, zaczem w towarzystwie Kanclerza, Mistrza Mateusza z Moraw, udał się do swojech komnat. Jak się później okazało, miałem się po prostu oddalić, atoli źle pojąwszy intencje Regenta, poszedłem za niem, przez co byłem świadkiem wielce ineteresującego dyskursu.

     – Wasza Miłość – zaczął Mistrz Mateusz – mniemam, iż experimentum, którego byliśmy świadkami, może okazać się wielce użytecznem...

     – A to niby jakiem sposobem? – spytał Książę.

     – Nie o żaby tu przecie idzie, lecz skoro by ud końskich użyć, można by z tego odnieść wcale znaczące korzyści.

     – Tak...?

     – Racz jeno pomyśleć, Wasza Miłość, o owych karetach ciągnionych przez martwe końskie uda, poruszane za dotykiem miedzi i żelaza – jakaż to oszczędność na obroku! Albo też chłopskie furmanki – ileż mniej, za przeproszeniem, nieczystości wkoło!

     – Interesujące...

     – Wszak rzemieślników mamy najpierwszych w Europie! Niech biorą się do roboty, a raz dwa staniem się potęgą elektromobilności! Niechaj w kraju naszem po gościńcach suną elektropowozy, niech elektrofury wożą siano z pól, niech damy na przejażdżki udają się elektrokariolkami!

     – Przedni koncept. Zawszem uważał, mój Mateuszku, żeś zdolny ponad wszelką miarę. Pokażem żabojadom i makaroniarzom, na co nas stać! – Książę rozpromienił się i aż zatarł z uciechy swoje małe rączki – A zatem, naprzód! Daję przyzwolenie. Vivat eletromobilność! Należy czem prędzej poddanych przymusić do działania.

     Nie trzeba było długo czekać. Nie minęły trzy dni, jak ukazał się dekret o tem, iże pragnąc zmierzać ku nowoczesności, postanawia się nacisk położyć na rozwój elektromobilności końskiej, co tem się będzie przejawiać, iże od każdego pojazdu, w żywe konie zaprzężonego, trzeba będzie zapłacić podatek w kwocie jednego czerwonego złotego na miesiąc od konia, a jeśli kto wierzchem jeździ, to takoż jednego czerwonego złotego zapłaci. Tem samem od furmanki z dwoma końmi należeć się będą dwa czerwońce, a od karety w sześć koni zaprzężonej – czerwońców sześć. Jeśli kto jednak miast żywych koni, martwych ud końskich miedzią, a żelazem napędzanych użyje, ten od podatku uwolnionem będzie, chyba żeby Najjaśniejszy Pan uznał inaczej. Takoż od daniny zwalania się urzędników królewskich i to bez względu na to, czem poruszać się będą.

     No cóż, błazen i urzędnik to dwie różne rzeczy, więc summa summarum dukat miesięcznie! Sporo, wziąwszy pod uwagę skromną pensyją, jaką mi wyznaczono... Żegnajcie zatem przejażdżki konne! Odtąd chyba jeno pieszo chodzić będzie


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.