Spisano dnia 2 kwietnia A.D. 2017

Liścik


     Od kilku dni głośno o tej sprawie w całem Zamku. Głośno, choć przecie po cichu. Coraz to szepnie dworzanin jeden drugiemu, albo znów dwórce jakiej na ucho, ta zaś innej i tak idzie wieść dalej i dalej przez komnaty, krużganki, korytarze, pokoje... Doszła więc w końcu i do mnie, stąd też, skoro spytał dziś z rana Pan Śpiżarny:

     – Czyliż słyszałeś już waść...?

nie mieszkając odparłem:

     – A jakże, słyszałem, słyszałem!

     A potem nie przeszły trzy pacierze, jakem napotkawszy Pana Piwnicznego, to samo odeń usłyszał pytanie.

     – Mowią, że Książę Regent wielce niekontent całej sprawie – dorzucił jeszcze mój znajomek.

     – I nie dziwota – odparłem – pewno rzekł też Majestatowi to i owo do słuchu.

     Wedle północnej baszty zaczepił mnie Pan Woźniczy:

     – Wiesz już acan? Pono pisał w liście Najjaśniejszy Pan, iż się okrutnie gniewa...

     – Zaiste? Więc aż tak? – zdziwiłem się szczerze, po czem pomyślawszy chwilę, rzekłem – Pewno dla tej przyczyny udzielił mu Książę Regent srogiej reprymendy.

     – Co też waść powiesz? – rzucił i zaraz dodał – Chocia z drugiej strony... Przecie to jasne niczem słońce! Skoro o Ministra Wojny idzie...

     Dalej, na schodach, już miałem minąć Pana Szambelana, jak ten skinął na mnie palcem i mrugnąwszy porozumiewawczo szepnął na ucho:

     – Książę Regent wściekły! W obecności Króla tak chłopca do bicia po gębie wytrzaskał, że ten aże opuchnięty chodzi.

     – Popatrz no waść... – odparłem – Co też naszło Infanta, by list do Księcia Marcelego pisać?

     I tak, nie niepokojony już szczęśliwie przez nikogo, dotarłem w końcu do librarii, gdzie w ciszy i spokoju spędziłem godzin parę studiując z wielką uwagą Il Principe Niccolò Machiavellego i rozmyślając przy tem, kto też wcześniej zgłębiać musiał owe dzieło – oprawna w skórę księga nosiła wyraźne ślady, iż kogoś przede mną wielce już zainteresowała. Kiedy przeszło południe i począł doskwierać mi głód, odłożyłem traktat, z myślą, by wrócić doń po posiłku, choć, jako mówią, plenus venter non studet libenter – sytość mało sprzyja nauce. W każdem razie, opuściłem ową wspaniałą salę z barwnemi witrażami w oknach, gdzie na każdej ścianie, od podłogi aż po gotyckie sklepienie stały półki zapełnione wiedzą przeniesioną inkaustem na pożółkłe od wiekowej mądrości karty. Zaraz za progiem znów natknąłem się na Pana Śpiżarnego.

     – Wiem już wszystko! – zakrzyknął wielce uradowany – Udaj się waść ze mną, pokrzepimy się nieco, a wyjawię ci to, czegom dowiedział się z pierwszej ręki!

     W rzeczy samej niegrzecznie byłoby odmówić, skoro tak nalegał, więc bez większego certolenia zdecydowałem dotrzymać mu towarzystwa. Zasiedliśmy do stołu, a skoro jeno służba podała polewkę, zaś drzwi komnaty zawarły się, począł mówić:

     – A więc to nie o hetmanów w liście onem poszło!

     – Nie? – zdziwiłem się niepomiernie – Azaliż wszystkie one dymisje...

     – Ani trochę! O hetmanach nie było ni słowa! Jako też o galeonach, psuciu armii i wszystkiem, co tak niepokoi tego i owego... – tu rozejrzał się wkoło, jakby chcąc nabrać pewności, iż nikt nie stoi obok i nie słucha – Najjaśniejszy Pan wyraził niepokój, iż poselstwa nasze tu i owdzie dla spraw wojskowych jakoby nazbyt małe mają zainteresowanie... 

     – Zaiste? I to aż tak rozsierdziło Księcia Regenta?

     – Nie inaczej! – odparł odkładając łyżkę – Rzecz w tem, iż wyraził Infant wolę udzielenia audiencji Księciu Marcelemu, by ten osobiście zdał relację...

     – Nie może być! – zakrzyknąłem – W istocie wielka to zuchwałość! Teraz pojmuję! Nie dziwota wcale, iż Regent wpadł w szał, skoro się o tem dowiedział!

     A zatem wszystko było już jasne, choć... rzec trzeba, jasne do czasu. Nazajutrz bowiem tą samą pocztą pantoflową rozeszło się po Zamku dementi, jak się zda, oficjalne. Otóż więc wcale nie o list poszło, lecz jeno o liścik, któren to w różowej kopercie posłał był Infant dzierlatce pewnej, zwanej Leśnem Ruchadełkiem. Liścik trafem jakowemś wpadł w ręce Księcia Regenta, a ten przerzuciwszy go wzrokiem uśmiechnął się pobłażliwie i lekko pogroził palcem Najjaśniejszemu Panu. Odetchnął więc z ulgą Dwór cały, widząc iż się Król do polityki ani rusz nie kwapi, zaczem wszystko po staremu ostanie i żadnego qui pro quo z Ministrem Wojny nie ma i nie będzie.

     Uspokojony tak samo, odetchnął również


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.