Audyt Nerona
Urodził się jako Lucjusz Domicjusz Ahenobarbus, jednakowoż kiedy adoptował go Klaudiusz, nazwany został Cezarem Neronem. W istocie miał rudą brodę, jako i wszyscy Domicjusze, jednakowoż nie o brodzie jego będzie ta historia. Zacznijmy więc od Gajusza Petroniusza, zwanego Arbiter Elegantiarum.
Oto więc dnia pewnego obudził się Petroniusz zaledwie koło południa i jak zwykle zmęczony bardzo. Tak bardzo, że przez chwilę zdało mu się nawet, że jest w swojem pałacu w Rzymie i dopiero gdy rozejrzał się wokół po ścianach, wyłożonych marmurem w niezbyt gustownie dobranych barwach, uświadomił sobie, że to przecie willa w Ancjum, gdzie od kilku tygodni bawił wraz z Cezarem i całym dworem jego. Podczas wczorajszej uczty nie tyle nawet wino go zmogło, co raczej śpiew władcy, któren postanowił uraczyć gości swoją poezją. Spoglądając teraz na złocone kapitele kolumn, Petroniusz wciąż jeszcze odczuwał lekką niestrawność, której przyczyny nie upatrywał ani w mięsiwie, ani w przepiórczych jajach, ani też w owocach, lecz raczej w niezbyt wprawnie skomponowanem przez Imperatora senarze jambicznym, od którego pierwej bolały uszy, potem zaś żołądek. Tymczasem w drzwiach stanął niewolnik odziany w cokolwiek przybrudzoną tunikę.
– Panie – skłonił się – Cezar pragnie naradzić się z tobą. Bądź łaskaw zjawić się co rychlej przy ogrodowej fontannie.
Zbliżywszy się do placyku z fontanną Petroniusz spostrzegł, że obok Cezara, pod wysmukłym cyprysem stoi ktoś jeszcze – Gajusz Ofoniusz Tygellinus, prefekt pretorianów, a zarazem człek, którego Petroniusz szczerze i z wzajemnością nienawidził. A więc nie o poezji miała być rozmowa...
– Bądź pozdrowiony, o Boski! – zwrócił się do Nerona, a następnie skinął głową Tygellinowi z grymasem na ustach, który, gdyby kto bardzo chciał, mógłby wziąć za uśmiech.
– Witaj Gajuszu – twarz Cezara była chmurna – doniesiono nam, że w Mieście szaleje pożar. Wybuchł tej nocy.
– Rzym płonie?! – zakrzyknął Petroniusz – Na Jowisza! W której dzielnicy?
– Zapaliły się stragany w pobliżu Circus Maximus, od strony Mons Caelius – odrzekł Tygellinus – silny wiatr roznieca płomienie, a w okolicy nie ma żadnych murów, ni świątyń, niczego, co mogłoby je powstrzymać. Ogień trawi drewniane budynki, jeden za drugim. Począł nawet wspinać się na wzgórze, lecz teraz rozprzestrzenia się w dolnych dzielnicach.
– Jeszcze dojdzie do Palatynu... W dodatku ktoś rozpuszcza wieści, że to za moją sprawą, że ja kazałem spalić miasto, uważasz? – Neron uczynił kilka kroków ku fontannie, jakoby chciał wody zaczerpnąć, po czem znów zwrócił się ku Petroniuszowi – To prawda, nieraz mówiłem, że lepiej byłoby Rzym spalić i postawić od nowa, piękniej, porządniej, lecz wszakże nie jestem szalony!
– To podłe kalumnie – rzekł Tygellinus – wyłapiemy tych, co sieją takie plotki. Zawisną na krzyżach za te pomówienia.
– Skoro plotka w lud poszła, nie będzie to proste – odparł Petroniusz patrząc w stronę morza – skoro się nie zaprzeczy i nie zakaże głosić takich wieści, motłoch niechybnie uzna je za prawdę. Zaprzeczy się, będzie jeszcze gorzej. Rzekną, iż prawdę skrywać się próbuje...
– Czyliż lud mnie już nie kocha? – spytał Neron, zaś twarz jego grymas bólu wykrzywił, jakoby sama myśl o tem sprawiła mu niebywałą przykrość.
– Prawdziwi Rzymianie kochają cię, Cezarze, jak własnego ojca – stwierdził Tygellinus – rzecz w tym, iż Rzym pełen jest hołoty nacji różnorakich, podatnej na najbardziej absurdalne plotki. Najlepiej by było z nimi porządek uczynić. Albo...
– Zrzucić winę na ową hołotę – podchwycił Neron osłaniając dłonią oczy od lipcowego słońca.
– Właśnie – ciągnął dalej prefekt – Rzym dla Rzymian! Oto przybysze ze wszystkich świata stron, z całego serca nienawidząc nas, którzy wszak wyższą stanowimy rasę, sprzymierzyli się i postanowili spalić Miasto... Trzeba ich wygnać!
– Na przykład Greków, których wszędzie pełno – uśmiechnął się ironicznie Petroniusz.
– Greków?! – obruszył się Neron – Przecie ja kocham Grecję!
– Albo Żydów. Już teraz w Judei jest nader niespokojnie. Jeśli weźmiemy się za Żydów, niechybnie wybuchnie powstanie. To samo może stać się w Syrii, Galii, Hiszpanii... Niebezpiecznie byłoby oskarżyć jakąś nację, a już kilka, albo wszystkie razem... Poza tem trzeba by precz przegnać wszystkich niewolników, czyż nie?
– Nie, nie, to nie jest dobry pomysł – Neron spojrzał na Tygellina z wyraźną niechęcią – wymyśl co innego. Albo... Już wiem! Obwińmy Klaudiusza!
– Wszak Klaudiusz nie żyje – odparł Tygellinus – jakże mógłby Rzym spalić?
– I cóż z tego, że nie żyje? Podbijał Brytanię, a zaniedbał sprawy Miasta. Nie wzmocnił wigilów, zezwolił stawiać domy z drewna, a nie z cegły i kamienia i... coś tam jeszcze... Wymyśli się i będzie jak trzeba. Ja sam pieśń o tem ułożę i odśpiewam w Senacie. Odczyta się też Apocolocynthosis Seneki. Teraz nadamy panegirykowi temu tytuł Udynienie Boskiego Klaudiusza, za sprawą którego spłonął Rzym. A potem jeszcze przemówi któryś z was, albo obadwaj najlepiej.
– Klaudiusz nie żyje od lat dziesięciu – zauważył Petroniusz – jeśli teraz poczniemy prawić o zaniedbaniach, lud komu innemu łacno przypisać je może. Rzecz jasna całkiem niesłusznie, atoli niebezpieczeństwo takowe istnieje...
Neron spojrzał pytająco na Tygellina, ten jednakoż skinął głową, lękając się najwyraźniej, że jeszcze sam o jakie zaniedbania mógłby być obwinionem.
– Można jeszcze oskarżyć Senekę – powiedział zrezygnowanym głosem Imperator – zamęczał mnie ongi filozofią, gramatyką, tudzież naukami prawa, a ja nie znoszę gramatyki! Skoro jest licentia poetica, to na cóż poecie gramatyka? Albo władcy prawo? Czyż nie, mój drogi?
– Zaiste, Boski. Nakładać więzy gramatyki twemu geniuszowi byłoby istnem barbarzyństwem. Atoli, wracając do Seneki, to raczej na nic. Nawet gdyby naprawdę ogień był podłożył, lud jest zbyt głupi, żeby w to uwierzyć. Starzec, filozof...
– Mam inszy pomysł – ozwał się Tygellinus – skoro nie chcesz Cezarze oczyścić Miasta z wszelkiego plugastwa, zrób porządek z najgorszym chocia sortem jego, pewną sektą religijną.
– Idzie ci o wyznawców Mitry? – zapytał Petroniusz.
– Kult Mitry nazbyt silnem jest pośród żołnierzy. Myślę o wyznawcach Chrystusa.
– A któż to taki? – spytał Neron.
– Żydowski prorok ukrzyżowany w Jeruzalem za rządów Cezara Tyberiusza. Jest trochę biedoty, często niewolników, którzy czczą go jak boga. Głównie Żydzi i Grecy. Podług mych informatorów mogą być nawet niebezpieczni, albowiem podważają rzymskie panowanie. Prędzej czy później, i tak trzeba będzie uczynić z niemi porządek, więc może by tak dwie pieczenie wraz na jednym ogniu upiec...?
O prześladowaniach chrześcijan, które to nastąpiły skutkiem owej narady wiemy z Roczników Tacyta. Uczony ten mąż nie wspomina atoli o pewnym incydencie, który nazwać by trzeba audytem Nerona, a to od słowa audire, co, jak wiadomo, oznacza słuchać. Oto więc, z rozkazu Cezara zebrany w Wielkim Cyrku lud musiał przez kilka godzin wysłuchiwać mów, w których biegli w retoryce senatorowie oskarżali zgromadzonych na arenie chrześcijan o wszystko, co też im tylko przyszło do głowy. I tak zaczął konsul, Marek Licyniusz Krassus Frugi, zarzucając wyznawcom Pana rzecz najcięższą, a więc podpalenie Miasta. Następnie przemówił Aulus Witeliusz, któren to w niezwykle ostrych słowach zganił nieszczęśników za to, że wykorzystując swoje wpływy w armii, uczynili Imperium bezbronnem niczym niemowle. Drugi z konsulów, Gajusz Lekaniusz Bassus, mówił długo o sprawach zagranicznych i otem, że pragnęliby chrześcijanie, iżby Rzym na kolanach paktował z germańskiemi plemionami z północy. Gajusz Kalpurniusz Pizon opowiadał o prawie, sądach i sprawiedliwości, jednakoż dość mętne się zdawały owe wywody i niezbyt wiele z nich wynikało. Dopiero na końcu zarzucił pojmanym kradzież zboża, wina, jako też oliwy, nie przedstawiając atoli na to żadnych konkretnych dowodów. Podobnie niejasne były enuncjacje Petroniusza o sztuce i estetyce, z których to jeno można wszak było odnieść wrażenie, iż zdają mu się chrześcijanie mało estetyczni.
Wszystko to, jako się rzekło, trwało wiele godzin i dopiero gdy śród zgromadzonych na trybunach dało się dostrzec wyraźne znudzenie, by nie rzec wręcz, zniecierpliwienie, audyt zakończono i na arenę puszczono mocno już zgłodniałe lwy.
Jeśli zaś idzie o filozofa Senekę, to w rok później z rozkazu Nerona musiał on sobie żyły otworzyć, o czem z wielkim żalem powiadomić Was pragnie