Błazen Nadworny - Sub Pontio Pilato passus

Spisano dnia 10 kwietnia A.D. 2022 

Sub Pontio Pilato passus 

     

     – Miałam sen... – westchnęła ciężko.

     – Zły?

     – Czy zły? Tak. Dziwny...

     – Nie martw się, bogowie nie zsyłają niewiastom proroczych snów – rzekł wstając z łoża.

     – Tak powiadają, lecz któż to może wiedzieć na pewno?

     Uniosła głowę i zmrużyła oczy. Promienie porannego słońca padały teraz na jej lekko śniadą twarz, szyję, nagie ramiona i na pukle kruczoczarnych włosów, okalając je niezwykłą, złocistą aureolą. Była bardzo piękna, jakie trzydzieści lat młodsza od niego. Mimo, iż ich małżeństwo miało w zamierzeniu przynieść jedynie korzyść obydwu rodom, z czasem stali się sobie bliscy.

     – Cóż zamierzasz dziś czynić, Poncjuszu? – spytała.

     – Jak zwykle, sprawować swe obowiązki – odparł narzucając tunikę – najpierw przegląd garnizonu, potem będę musiał osądzić paru złoczyńców, następnie spędzę kilka godzin badając wpływy z podatków i insze rachunki, a na koniec czeka mnie spotkanie z grupą saduceuszy, przedstawicieli Sanhedrynu. Na to akurat mam najmniejszą ochotę.

     – Jesteśmy tu ledwie drugi dzień, a ja już chciałabym wrócić do Cezarei. To całkiem odmienne miasto, przyjaźniejsze, na ulicach częściej słyszy się grekę, a poza tem ta wieczorna bryza od morza... – obróciła się na bok.

     – Ja też nie znoszę Jeruszalaim, Klaudio. Ale cóż zrobić, na tem polega moja służba. Może gdyby uczyniono mnie legatem Syrii... Niestety, za wysokie progi. Musimy zadowolić się Judeą.

     – Kiedyś na powrót najdziemy się w Rzymie – szepnęła – nie mogę się już doczekać.

     – Rzym nie jest teraz dla nas bezpieczny – odparł owijając się togą, którą podał mu niewolnik – pomnij, co stało się z Sejanem, a to przecie jemu zawdzięczam urząd. Służę Cezarowi najgorliwiej, jak potrafię, atoli odkąd przeniósł się na Capri...

     – Wiem, Makron nie jest twojem sprzymierzeńcem.

     – Makron? – przygładził przyprószone siwizną włosy – Mam tam wielu wrogów, Klaudio. Każdego dnia lękam się, że nadejdzie z Rzymu list, że ktoś szepnął coś Tyberiuszowi, że mnie oskarżył, że uknuł jaką intrygę. Dlatego właśnie muszę starać się więcej niżby należało. Muszę dbać o dwie rzeczy – o spokój i o podatki.

     – Stąd ta surowość? Dlatego bywasz dla nich taki bezwzględny?

     – Na tem polega polityka, moja droga. Ustępuję im w sprawach religii. Pogodziłem się z tem, że mają tylko jednego boga i że nie stawiają mu posągów. Zezwoliłem nawet usunąć stąd wizerunki Cezara, by ich nie drażniły, ale zawsze jest coś za coś. Niech więc płacą, a skoro poczynają się buntować, postępuję z całą stanowczością.

     – Nie opowiedziałam ci mego snu, Poncjuszu.

     – Opowiesz mi go przy wieczerzy, teraz nie chcę się spóźnić. Pono punktualność jest cnotą władców, a zatem winna być też cnotą ich namiestników – uśmiechnął się stojąc już w progu komnaty.


     Była godzina czwarta, a więc dziesiąta rano wedle naszej rachuby, gdy Piłat zasiadł na cedrowem krześle, ustawionem po wschodniej stronie zalanego słońcem dziedzińca pretorium i rozpoczął sądy. Dwie pierwsze sprawy o kradzieże i rozboje poszły szybko, lecz potem przywiedziono owego rabina, Jeszuę ben Josefa, urodzonego w mieście Nasrath i oskarżono go jakieś sprawy religijne. Rzymianinowi trudno było je pojąć i tak samo trudno było go skazać wedle prawa rzymskiego. Tem niemniej saduceusze, faryzeusze i w ogóle cała tłuszcza, która ściągnęła, by przyglądnąć się procesowi, wrzeszczała wniebogłosy, domagając się śmierci owego człowieka. W pewnej chwili do Piłata podszedł Grek Aretas, jego wyzwoleniec, a zarazem doradca i podał mu list.

     – Twoja żona posyła ci to pismo – rzekł – pono to sprawa wielkiej wagi.

     Na twarzy Prefekta odmalowało się zdumienie, przełamał woskową pieczęć i począł czytać:

     Klaudia Prokula pozdrawia Poncjusza Piłata

     Mężu, nie mogłam czekać z tą sprawą aż do wieczerzy, albowiem gdyby to jednak bogowie zesłali mi ów sen, o którem Ci wspomniałam rankiem, powinieneś poznać go niezwłocznie. Może on stanowić dla Ciebie ostrzeżenie, byś w tem, co dziś przyjdzie Ci uczynić, zachował wielką rozwagę i ostrożność. Wiedz zatem, iż we śnie mojem nalazłam się w Galilei i cierpiałam głód i pragnienie. Spotkałam tam dobrego człowieka, któren przełamał się ze mną chlebem i podał gliniany kubek napełniony winem. Nasyciłam się i napoiłam, atoli zaraz potem ujrzałam go wiszącego na krzyżu. Nie mogłam dostrzec twarzy, albowiem stałam z tyłu, lecz nie miałam wątpliwości, że to on. Ze szczytu wzgórza poglądałam w dół, jakobym patrzyła jego oczyma i widziałam wielkie morze ludzkich głów, wszędy aż po horyzont – chyba całen świat nie ma tylu mieszkańców. A wszytcy oni powtarzali nieustannie: sub Pontio Pilato passus, sub Pontio Pilato passus...

     Mężu mój, słowa te brzmiały jak oskarżenie, więc jeśli z Twojego wyroku miano by umęczyć sprawiedliwego, błagam Cię, nie czyń owego zła, aby później imienia Twego nie przeklinały miliony! 

     Prefekt oddał list Aretasowi, zasępił się, po czem kazał niewolnikowi przynieść wodę i zanurzywszy dłonie w cynowej misie, rzekł do przedstawicieli Sanhedrynu:

     – Umywam od tego ręce, to wy skazaliście go na śmierć, nie ja.

     I tem sposobem zakończył proces.


     – Przeraziło mnie to trzęsieni ziemi – rzekła podczas wieczerzy Klaudia Prokula do swego męża – szczęśliwie stłukło się jeno parę lampek i dwie amfory na oliwę.

     – To się tutaj zdarza – odparł Piłat unosząc się na łokciu i skinął na stojącego obok chłopca, by nalał mu wina.

     – Słyszałam, że skazałeś pewnego Galilejczyka... Martwię się, iż to z jego powodu, że stało się zło, że spełnia się mój sen i że sam Pluton obwinia cię o jego śmierć.

     – Nie chciałem tego, ale w drobniejszych sprawach muszę ulegać Sanhedrynowi, aby móc przeprowadzać sprawy większe, aby zachować spokój. To nie jest zło, jeno polityka, powtarzałem ci to już nieraz. Podczas procesu nieszczęśnik ów wiele mówił o prawdzie, ale skorom go spytał, czem jest prawda, nie umiał odpowiedzieć. A wina? Wszytcy jesteśmy winni...


     Choć ewangelie milczą o szczegółach onego listu i związanych z nim wydarzeń, to przecie wiele wskazuje na to, iż przebiegły one tak właśnie, jak to tu przedstawiono. Poncjusz Piłat stał się zapewne najsłynniejszem spośród wszytkich zarządców rzymskich prowincyj na przestrzeni dziejów. Z upływem wieków upowszechnił się też zwyczaj, iż w Wielki Czwartek papieże obmywają stopy biedakom. Tem niemniej inszy zwyczaj, zwyczaj obmywania rąk, podobnież przetrwał w Rzymie aż po dzień dzisiejszy. A przekonał się o tem niestety całkiem niedawno i szczerze zasmucił ten, któren oto życzy Wam dziś błogosławionych i przeżytych w prawdzie Świąt Zmartwychwstania –


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.