błazen Nadworny - Pieśń zimowa

Spisano dnia 2 października A.D. 2022 

Pieśń zimowa 


     Przyczyną, dla której listów mych przez czas tak długi nie otrzymywaliście, nie jest wcale to, żem ich nie pisał, jeno, iż umyślny, przez któregom je posyłał, przedawał me słowa za marne grosze pewnemu człekowi, napotkanemu w przydrożnej gospodzie. Ten okazał się być rosyjskiem szpiegiem, a przydybany koniec końców przez austriacką policję, zeznał, iż działał z rozkazu mego rodaka, pewnego znamienitego księcia, któren, nota bene, otrzymał ostatniemi dniami nader wysoki order z rąk Miłościwego Pana. Sapienti sat, więc bez wymieniania nazwisk pewno już sami wiecie, kogo uważam.

     Szczęśliwie zresztą, nie było w mej pisaninie niczego, co przyczynić by się mogło do upadku Monarchii Austriackiej, mej własnej Ojczyzny, albo też, uchowaj Boże, całej napoleońskiej koalicji. Ot, opowieści o zwyczajnych dniach kanikuły, którą przepędzić mi przyszło w pałacu Schönbrunn nieopodal Wiednia, o spacerach po tutejszem, jakże wspaniałem parku, zwyczajnych pogawędkach z dworskiemi urzędnikami, tudzież damami, a w szczególności z pewną młodą i nader nadobną baronessą, przybyłą dopiero co z Karyntii.

     Popołudniami siadywałem na kamiennej ławce pośród wcale zgrabnie wybudowanych rzymskich ruin i czytywałem poezje Horacego, a gdy już skwar szczególnie mi dokuczał, wybierałem Vides ut alta - ową pieśń zimową, rozpoczynającą się widokiem Soracte, okrytej śniegiem. Wierzajcie mi, prócz chłodnego piwa nic tak dobrze nie robi na upał!

     Ale! O wilku mowa... Przecie wczora właśnie doręczono mi list od Pana Piwnicznego, a w niem nic, jeno zima, zima i zima. Jak zapewne wiecie, od dawna już lękam się o zdrowie mego przyjaciela, którego umysł, zda się, płatać mu począł niezgorsze figle. Skoro bowiem miałbym uwierzyć chocia w połowę tego, co pisze, musiałbym chyba uznać, iż w mojej Ojczyźnie wszytcy, jako jeden mąż, rozum już postradali. Jakże to przecie być może - a tak właśnie utrzymuje Pan Piwniczny - że w kraju, w którem borów tyle, co mało gdzie w Europie, drwa na opał miałoby zbraknąć?

     Lud prosty, mój przyjacielu - czytam w liście - chrust po lasach zbiera, atoli szlachcie przecie czynić tak nie przystoi, więc rzeknij mi waść, czemże się ogrzeję, skoro srogi ziąb nadejdzie? Ani rusz, jeno zamarznąć mi przyjdzie w mej komnacie, odzianemu w szubę i wpatrującemu się w wygasły kominek. Powiadają, że Pan Kanclerz rozkazał drwa aże z angielskich kolonii sprowadzić, lecz, że droga daleka, okręty płyną i płyną i nijak dopłynąć nie mogą. A skoro nawet i dopłyną, polana jak raz okażą się zawilgłe i ogniem zająć się nie zechcą.

     Toż, skoro to prawdą by być miało, ziściłoby się jako żywo przysłowie: „drwa do lasa wozić”! Nie, żadną miarą nie podobna!

     Dalej pisze Pan Piwniczny: Błazenku mój drogi, wieszli acan, ile dziś za chleb żądają? Za bochen bierze piekarz tyle, co ongi za dwa, albo i trzy bez mała. A garniec mleka, gomółka sera, funt mięsa po wiele stoją, że o gąsiorku wina nawet nie wspomnę... Przyjdzie mi chyba wieś całą przedać i dusz trzy tuziny przyrzucić, by jakoś zimę, a potem przednówek przetrwać i wiosny szczęśliwie doczekać.

     I co Wy na to? Niby czemu wszytko miałoby tak zdrożeć? Urodzaj był przecie jak się patrzy, więc...? Słuchajcie jednakoż dalej o tem, co w liście stoi.

      Na domiar złego, przyjacielu, Żydy, ścierwa, ani rusz dukatów życzać nie chcą, choćby i kto od sta nie wiedzieć ile dawał. Wolą psubraty złoto w skrzyniach chować, niźli niem obracać.

     Toż to już aberracja byłaby jakich mało! Któryż bankier, skoro z lichwy żyje, miałby proceder ów z własnej woli porzucić? Chyba głupiec jaki... Najwięcej osobliwem jest atoli zakończenie listu:

     O zdrowie Waszmości zapytując, na swoje przecie pożalić się muszę. Nie dalej jak dwie godziny temu przemówił bowiem Książę Regent do całego Dworu i oświadczył, iż nigdy jeszcze Ojczyzna nasza równie szczęsną nie była, jak oto jest dzisiaj. Nigdy jeszcze tak dobrze nie wiodło się poddanym Jego Królewskiej Mości, nigdy wreszcie stołów nie zastawiano równie suto, jako się to teraz czyni. Za poprzedniej dynastyji przecie gajowi wszędy  po lasach chłopów strzelali, co dzikom kartofle z Ameryki sprowadzone usiłowali wyjać. Książę, jako wiadomem jest, słynie ze swej nieomylności, ergo to mnie umysł mój biedny musi bałamucić. Źle ze mną, przyjacielu, skoro rzeczy widzę wcale inszemi, gorszemi niż są one w istocie, skoro majaki i rojenia me własne za rzeczywistość biorę.

     Czytając słowa one zrazu przez myśl mi przeszło, że przecie rację mam sądząc, iż Pan Piwniczny rozum postradał, jeśli sam to przyznaje. Z drugiej jednak strony, każden medyk Wam powie, iż obłęd w tem się właśnie przejawia, iż ten, kto go doświadcza, zawżdy sam sobie zdrowem się zdaje. Nie masz na świecie wariata, któren by twierdził, iż jest wariatem, a skoro tak... Zaiste, uwikłałem się w niezły paradoks i sam już nie wiem, czyli wierzyć w to, co mój kompan pisze, czy też nie wierzyć. Jedno i drugie bowiem na równi zdrowemu rozsądkowi przeczyć się zdaje. Mam więc raczej lękać się o Pana Piwnicznego, czy też o całą mą Ojczyznę? Przyjaciela żal, lecz jeśli to drugie, to... uchowaj Boże!

     Cóż, wracam tedy jak do lekarstwa, do owej pieśni Horacego i do strofy, rozpoczynającej się słowami: Quid sit futurum cras, fuge querere, co się tłumaczy: Nie próbuj dociekać, co przyniesie jutro. Z konieczności przecie za tą właśnie radą podąża dziś


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.