Konsultacja
Był mroźny styczniowy poranek. Siedzieliśmy w salonie pożywając śniadanie i ciesząc oczy malowniczem, zimowem pejzażem za oknami. Skuty lodem przyzamkowy staw, pozostałość dawnej fosy, znikł pod grubą warstwą śniegu, któren padać musiał chyba całą noc, zaś teraz, gdy się już wypogodziło, skrzył się baśniowo w promieniach słońca. Bezlistne konary drzew rosnących na dziedzińcu zamku Blutenburg i dalej, w parku, przykrywała biała pierzynka. Całen świat zdawał się pogrążony w cichem, radosnem śnie, a jego spokój mąciły jedynie wrony przysiadające niekiedy na gałęziach i strącające z nich ów śnieżny puch, któren opadał wówczas w dół powoli i majestatycznie.
– Na ja... – zamyślił się Hrabia Heinrich von Hottentotten przekrawając nożem bułkę i smarując ją starannie masłem – Nie najlepiej nam się zaczął ten rok tysiąc osiemset jedenasty. We wczorajszej gazecie napisali, iż Cesarz Aleksander odstąpiwszy od blokady Anglii począł czynić przygotowania do wojny z Cesarzem Napoleonem. Jak sądzisz, mein lieber Narr, rozejdzie się to po kościach, czy nie?
– Trudno orzec – odparłem – Rosja nie jest aż tak potężna, by zadzierać z Francją. Tem bardziej, iż rebus sic stantibus, porzuciwszy dawne animozje, po stronie Napoleona stanęłyby zapewne Prusy i insze kraje niemieckie, może również Austria.
– Ohne Zweifel, tak właśnie by się stało! – przytaknął wuj Hrabiego, Baron Albrecht von Heidler i jakoby dla podkreślenia wagi swych słów zadzwonił łyżeczką w filiżankę z kawą – Alexander ist doch kein Idiot!
– Chciałabym w to wierzyć, ale świat zawżdy obfitował w koronowanych idiotów. Bez nich nie byłoby wojen – westchnęła Hrabina, lecz staruszek nie dosłyszał owego stwierdzenia, jeno przyglądając mi się uważnie, spytał:
– A twój kraj, kochaneczku, po której opowiedziałby się stronie?
– Ależ wuju, przecie to jasne, że po stronie Napoleona! – odparł Hrabia z wyrzutem – Nicht wahr?
– Mam taką nadzieję – odrzekłem.
– Nadzieję? Przecie to oczywiste! – teraz Hrabia spojrzał na mnie z niedowierzaniem – Skąd ta wątpliwość? Chyba nie poszlibyście razem z Rosją? Czyżbyś otrzymał jakie nowe wieści?
– W rzeczy samej. Nie dalej jak wczora przyszedł list od mego przyjaciela, Pana Śpiżarnego, atoli... wielce osobliwy. Już onegdaj czytając, co pisał, lękałem się o zdrowie jego umysłu, lecz teraz...
– A o czemże to ci donosi, skoro tak się niepokoisz? – zaciekawił się Baron.
– No cóż – odparłem – ładu i składu w tem nie ma, chocia akurat furt a wciąż w liście powtarza, iż w ojczyźnie mojej nowy ład zapanował. Zupełnie jakoby wprzódy był bałagan...
– Ordnung muβ sein! – Baron uderzył dłonią w stół aż zadźwięczały nakrycia.
– Skutkiem ładu onego... – chciałem ciągnąć dalej, jednakoż przypomniałem sobie, iż list Pana Śpiżarnego wciąż tkwi przecie w kieszeni mego robdeszanu, więc dobywszy go rzekłem – Najlepiej przeczytam waćpaństwu ów fragment przekładając go, rzecz jasna, na niemiecki.
– Doskonale! Czytaj, przyjacielu! – ucieszył się Hrabia.
– A zatem pisze on tak:
Skutkiem ładu onego kmiotkom skrócono pańszczyznę, zasię łykom zmniejszono daniny. Wdzięczności atoli nie masz u nich za grosz. Może i prawda, że na wsi wprowadzono w zamian przymusowe roboty, a w miastach nowe cła, lecz sam powiedz, czyż głupstwo takie może być powodem do narzekań? Ulżono takoż i bogatszej szlachcie, bo jeśli kto pałac sobie sprawi, to już wcale podatków płacić nie musi. Ja na ten przykład kupiłem takowy od sąsiada mego we włościach, imć. Danielewicza herbu Bajtek, jemu zasię swój własny przedałem. Jak rok minie, transakcyją ową odwrócim, a potem de novo i tak wkoło Macieju.
– Das ist ja aber gut! – zakrzyknął Hrabia – Rok w rok mienialibyśmy się z wujem na zamki podatków wszelakich unikając! Masz jednakoż rację, iż brzmi to wielce niedorzecznie.
– Dalej jest jeszcze gorzej – rzekłem podnosząc na powrót list do oczu – o właśnie:
Zaraza u nas jakoś ustąpić nie chce, więc nasz Pan Kanclerz Koronny, Mistrz Mateusz z Moraw, medyków wszytkich precz ze Dworu przegnał, chorych zasię leczyć nakazał tem sposobem, iżby ucho do piersi pacjenta przyłożywszy, słuchać uważnie, czyli mu co w płucach nie gra.
– Interessant – wtrąciła Hrabina – i od tego mieliby ozdrowieć? Może być, wasz Kanclerz w młodości sam kształcił się w medycynie, gdzie w Paryżu, albo Wiedniu...
– To akurat wcale podobna – odparłem – albowiem powszechnie wiadomem jest, iż rozliczne i wszechstronne posiada talenta. Mimo to jednak... Zresztą posłuchajcie waćpaństwo dalej:
Iżby wszytkich jak leci raz dwa wyleczyć, nakazał Książę Regent, by każden chory w te pędy doniósł, kto też go zaraził, za którą to przewinę sprawca albo sto dukatów zapłaci, albo do lochu wtrącon będzie.
– Pyszny pomysł! – zakrzyknął Baron – Tem sposobem chcąc kary uniknąć, nikt z domu nosa nie wyściubi aż zaraza ustąpi!
– Takoż młynarze, piekarze, rzeźnicy i kto tam jeszcze – zaśmiał się Hrabia – a skoro już wszytcy ludzie z głodu wymrą, zaraza eo ipso takoż. Osobliwe w rzeczy samej. Rzeknij jednakoż, cóż pisze o wojnie?
– Niewiele w istocie. Poza tem, że Mistrz Mateusz po całej Europie stronników Cara szuka, do się sprasza i spotyka się z niemi wcale nie potajemnie, zowiąc ich przy tem swemi przyjaciółmi.
– Jakże to być może?! – zdumiał się Hrabia – Pomnę, że gdym gościł ongi na waszem Dworze, zdało mi się, iż to właśnie Aleksander wrogiem waszem jest najzaciętszem!
– Mnie też się tak zawżdy zdawało – rzekłem dając znak lokajowi, by nalał mi jeszcze kawy i śmietanki – i właśnie dla tej przyczyny coraz więcej do przekonania przychodzę, iż przyjaciel mój rozum postradał. Przyznajcie waćpaństwo sami, iż w tem co pisze krzty logiki nie ma.
– Masz waszmość rację – przytaknęła Hrabina – sprowadź go co rychlej do nas...
– Albo jeszcze lepiej, do Berlina, mein Schatz – przerwał jej Hrabia – bo tam właśnie przeniósł się dopiero co profesor Langermann. To bodaj najlepszy w Europie psychiatra, a przy tem mój dobry znajomy. Napiszę do niego, na pewno zgodzi się skonsultować twego przyjaciela.
– Przednia myśl, bo jeśli nie jego, to już chyba nie inaczej, jak jeno całen nasz Dwór trzeba będzie skonsultować – odparł