Błazen Nadworny - Zaćmienie słońca

Spisano dnia 5 września A.D. 2021 

Zaćmienie Słońca


     Osobliwe to zjawisko tem więcej jest osobliwem, iż w różnych częściach ziemskiego globu różnie się prezentuje. Gdzieniegdzie księżycowy krąg zakrywa całą tarczę słoneczną, gdzieniegdzie znowu ledwie jej skrawek, albo też w zupełności ją mija. Tak też musiało stać się tem razem, albowiem tu, w Norymberdze, zaćmienia prawie nie dostrzeżono, podczas gdy w kraju mem...

     No właśnie. Spytacie zapewne, skąd też mogę wiedzieć, co dzieje się w mem kraju, nieprawdaż? Otóż mogę, albowiem właśnie otrzymałem list od Pana Śpiżarnego! Nie, rzecz jasna, nie byłem aż tak nieroztropnem, by w mojem doń liście podać swój obecny adres  przecie dobrze wiem, iż mógłby kto po drodze pieczęć złamać i słowa me przeczytać na mą własną zgubę. Poprosiłem tedy mojego przyjaciela, by odpowiedź posłał na post restante do Ratyzbony, gdzie rzekomo miałbym przebywać, a gdzie w istocie mieszka rodzony brat gospodarza mego, pan Alois Pogner. On to właśnie był łaskaw list ów odebrać i wysłać do Norymbergi. Ale ad rem. Pisze mi więc Pan Piwniczny tak:

     Nie masz nawet pojęcia, mój drogi Błazenku, co się u nas wydarzyło w przeszły poniedziałek! Otóż imaginuj sobie acan, iż doszło do zaćmienia Słońca! Dla jakiej przyczyny? Tego nikt nie wie, atoli popłoch uczynił się okrutny. Ciemność ogarnęła całą Ojczyznę, ptaki zamilkły, mnisi poczęli bić we dzwony na trwogę, miejski motłoch poumykał do piwnic, zaś prosty lud schodząc co sił w nogach z pól żegnał się pono raz po raz w przerażeniu. Na Zamku zaś kto jeno mógł, ten za radą wielce uczonego imć Pana Czarneckiego, Nadwornego Astrologa, rzucał się w poszukiwaniu szkiełka jakiego, by przydymiwszy je kopciem świecy, móc bez obaw obserwować owo nadzwyczajne wydarzenie. Wystaw sobie dalej, że sam Książę Regent zjawił się na wschodniej baszcie i otoczon przez sześciu halabardników raczył osobiście przyglądać się niebu. Miał przy tem na nosie nad wyraz niezwyczajne binokle, które dopiero co sprowadzono dlań z Londynu, a które wynalazł był pono pewien pomysłowy Anglik nazwiskiem Ayscough. Zdają się one czarne niczem noc, choć przepuszczają akurat tyle światła, aby dało się przez nie wszytko widzieć w jasny dzień, a przy tem nie zmęczyć oka nadmiarem światłości. Księciu zresztą spodobały się owe binokle tak bardzo, iż teraz już ani na chwilę ich nie ściąga, co czyni oblicze jego jeszcze bardziej nieodgadnionem niźli wprzódy.

     Wracając zaś do samego zaćmienia, to przeszło ono wcale prędko. Anim się zdążył obejrzeć, a wszytko, co się po niem ostało, to ze trzy tuziny przerażonych kmiotków, którzy spodziewając się zapewne większego jeszcze nieszczęścia, stanęli wedle fosy i na kolanach jęli błagać straże, by pozwoliły im schronić się na zamkowem dziedzińcu. Sam waszmość pojmujesz, iż do czegoś takiego żadną miarą nie można było dopuścić, więc skoro jeno Książę pomiarkował, co się święci, rozkazał otoczyć pospólstwo zbrojnemi i przykładnie ukarać na śmierć morząc głodem, zaś ku większemu jeszcze udręczeniu owych śmiałków, polecił hajdukom zajadać się na ich oczach tłustemi półgęskami, co zresztą czynią z wielką ochotą. Słuszna to odpłata zaiste i słusznie postawiono pod pręgierz pewnego krnąbrnego, a nieużytecznego głupca, któren za nic mając książęcy wyrok, bezwstydnie probował cisnąć delikwentom bochen chleba.

     Na koniec powiem jeszcze waszmości, iż u nas wielkie zmiany, albowiem ledwie wczora z polecenia Księcia Mistrz Mateusz ogłosił wojnę! Któż jest wrogiem? – tego ci nie rzeknę, albowiem rzecz trzyma się w wielkiej tajemnicy. Szczęśliwie nie słychać kanonady armat, ani nawet wystrzałów z muszkietów, a powiadam, szczęśliwie, albowiem nadmierny huk zawżdy srodze psuje uszy. Mistrz Mateusz i Pan Błyskotliwski przywdziali złocone zbroje i przypięli sobie skrzydła husarskie, a ponadto posłano kędyś pono trzy pułki dragonów, jednakoż nikt nie wie, gdzie, ani w jakiem celu.

     Wracaj prędko, mój druhu, nie mitręż już w tej pożałowania godnej i arcyniegościnnej Europie! Wracaj, uweselim się winem, albo miodem, pogawędzim wespół z Panem Piwnicznem, jak za dawnych dni. Nie ma cię już taki szmat czasu, iż powątpiewam, czyli nas jeszcze rozpoznasz, a już zwłaszcza, czy rozpoznasz Infanta, albowiem mimo dziecięcego wieku, zmężniał ci on, jako na króla przystało, a do tego również włożył na nos czarne binokle, sprezentowane mu przez Księcia Regenta i takoż nie zdejmuje ich ani na chwilę. Przyznać zresztą trzeba, iż w blasku świec wyglądał w nich wielce majestatycznie, gdy z książęcego rozkazu późną nocą podpisywał dekret o wojnie.

     Wracaj więc i niech Cię ku nam Bóg prowadzi!

     Pod temi słowy widniał zamaszysty podpis Pana Piwnicznego. Zaiste, niezwyczajne rzeczy może sprawić takie zaćmienie – pomyślał sobie


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.