Rząd i nierząd
O święta naiwności! Jakże coś podobnego w ogóle mogło przyjść mi do głowy?! Jakże mogłem pomyśleć, że na drugi dzień po spotkaniu z Ekscelencją tak po prostu wyjdę na ulicę, by na własną rękę rzekomo udać się do Ojczyzny, gdzie zgodnie z obietnicą miałbym zaprowadzać moskiewski ład... Jakże mogłem sądzić, że puszczą mnie samopas, ryzykując, iż miast przyrzeczenie me wypełnić, zapodzieję im się gdzie w Europie? Przecie znając mnie choć trochę, nie tak trudno było przejrzeć moje zamiary!
Niby nie mam się na co uskarżać, spędzając czas w przemiłem towarzystwie dwóch roześmianych paryżanek, Annete i Jacqueline, urodzonej w Amiens nieśmiałej Bernadette, pochodzącej z Genui ślicznej Giny o kruczoczarnych włosach, tudzież gorącej Haitanki imieniem Nana, której skóra podobna jest barwą do mahoniu. Niby każden z Was chciałby naleźć się na mojem miejscu, niby nad czem tu się zastanawiać, chociaż... Kiedym poprosił odźwiernego, by przekręcił klucz w zamku i wypuścił mnie na zewnątrz, nagle jak z pod ziemi wyrósł jakiś człek, któren grzecznie, acz stanowczo oświadczył:
– Monsieur, przechadzka byłaby dla waszmości nazbyt niebezpieczna.
I na nic zdały się tłumaczenia, że chciałbym jeno zaczerpnąć powietrza i obaczyć z bliska nową kolumnę na Place Vendôme. Musiałem jego wyjaśnienie przyjąć do wiadomości i kwita. Czyliż więc nie stałem się na powrót więźniem? A więzienie, niezależnie od tego, czy udręk pełne, czy rozkoszy, zawżdy pozostanie więzieniem. Może są i tacy, którem brak wolności nie za bardzo doskwiera, skoro jeno zjeść mogą do syta, napić się i zabawić. Może gotowi przedać swobody za dostatnie i beztroskie życie. Może... Mnie jednakoż do cna opuściła radość. Oznajmiono mi, że pozostanę w domu Madame Sullier czas jakiś, co oznacza tak długo, aż będzie mnie można bezpiecznie przewieźć z Francji do Ojczyzny. Kiedy dokładnie? – to właśnie pozostawało zagadką.
Tej nocy odwiedziła mnie Bernadette. Wśliznęła się do pokoju niepostrzeżenie, po czem usiadła pod oknem i dłuższą chwilę przyglądała mi się uważnie, jakoby o czemś rozmyślając. Miała na sobie jeno zwiewną, prawie przezroczystą, nocną koszulę z muślinu i żółty peniuar, przywodzący na myśl przetykaną złotem szatę. Na tle rozgwieżdżonego nieba zdawała mi się boginką albo też nimfą z jakiego antycznego mitu, podczas gdy ja, śmiertelnik, patrzyłem w zachwycie na jej płomienne włosy, rozświetlone sierpem miesiąca i na niemal obnażone piersi, na które padał wątły, migotliwy blask świecy stojącej w lichtarzu na mem nachtkastliku.
– Mon petit Bouffon, opowiedz mi o sobie – szepnęła w końcu – dit–moi, skąd właściwie się tu wziąłeś i co zamierzasz?
Le petit Bouffon – Błazenek – właśnie tak pieszczotliwie zwykły nazywać mnie dziewczęta, sprawiając mi tem zresztą wiele radości. Opowiedziałem jej więc o mało zabawnem qui pro quo w Bazylei, skutkiem którego aresztowano mnie pod zarzutem szpiegostwa i wykradzenia tajnych dokumentów Ministrowi de Talleyrand, dalej o wizycie u Ministra Fouché, osadzeniu w Conciergerie, o szlachetnem, tajemnem wstawiennictwie Baronowej de Bonisson, o groteskowem procesie i cudownem wybawieniu za sprawą rosyjskiego ambasadora.
– A co zamierzam, ma chérie Bernadette? Czy ja w ogóle mogę coś zamierzać?! To przecie oni zamierzają za mnie! Mam wrócić do swego kraju, by jeździć tam po miastach, miasteczkach, sejmikach i majątkach ziemskich, a wszędy przekonywać szlachtę, mieszczan i lud do owego ładu, któren rząd nasz chce zaprowadzić na moskiewską modłę.
– Będziesz więc rządzić! Czy to nie wspaniałe?! – klasnęła w dłonie.
– Będę mówić to, czego mówić nie chcę, namawiać do tego, czem się brzydzę, przysięgać na to, w co nie wierzę, ma chérie.
– Et voilà, la prostitution – westchnęła i podszedłszy bliżej, usiadła na łóżku, a następnie pogładziła delikatnie mą skroń – mon pauvre petit Bouffon, biedny Błazenek. Tak wiele nas łączy... Będą ci chocia dobrze płacić?
– Zapewne – odparłem – ale przecie nie w tem rzecz. Skoro bym odmówił, w najlepszem razie skończyłbym we francuskiem więzieniu. Choć raczej nie przypuszczam, by zadali sobie trud, odstawiając mnie na powrót do Conciergerie. Raczej wbiliby nóż pod żebro i wrzucili gdzie do Sekwany.
Bernadette położyła się i objęła mnie lekko ramieniem. Jej ciepłe ciało cudownie pachniało różanem olejkiem.
– Ja też nie miałam wielkiego wyboru – wyszeptała – gdy skończyłam piętnaście lat, siostry nakazały mi opuścić sierociniec, gdyż nie było w niem już miejsca i tak trafiłam na ulicę. Pewien kupiec zabrał mnie ze sobą do Paryża. Byłam głodna, drżałam z zimna. Probowałam naleźć jaką pracę, ale nikt nie chciał mi jej dać. W Paryżu jest już nadto praczek i służących. To wielkie szczęście, że w końcu przygarnęła mnie Madame. Teraz przynajmniej nie muszę się martwić o to, co przyniesie jutro.
– To bardzo smutne – rzekłem – a insze dziewczęta? Czy i z niemi było podobnie?
– Każda z nas ma swoją opowieść, lecz po prawdzie niewiele się one różnią. Nawet Madame. Pono za młodu była kochanką obywatela Saint–Juste, ale potem posłano go na gilotynę... – westchnęła.
– No cóż, moja historia też w gruncie rzeczy przypomina wasze – przesunąłem palcami po jej bujnych włosach, które teraz zdawały się barwą przypominać rzymską, miedzianą bransoletę – popadłem w niełaskę rządzących, a to najgorsze, co może spotkać tego, któren jest blisko Dworu. Gdyby chociaż zechcieli o mnie zapomnieć! Ale to byłoby za proste, niestety... Wolałbym już być podrzędnem szlachciurą w jakiem pośledniem zaścianku na rubieżach mego kraju.
– A ja wolałabym być teraz w Amiens, mieć męża, dom, dzieci i siadywać choćby nawet w ostatniej ławce w naszej pięknej katedrze.
– Może najdzie się ktoś, kto cię stąd zabierze, Bernadette, może nawet i ja, skoro mi się poszczęści...
Uśmiechnęła się nieznacznie, jakby z niedowierzaniem. Trudno orzec, czyli bardziej nieprawdopodobnem zdało jej się to, iż po nią wrócę, czy też to, że w końcu spotka mnie co dobrego.
Tak, la prostitution... Trudno nawet udawać, iż to nieprawda. Cóż, przynajmniej po powrocie do Ojczyzny nie będę osamotniony w mojem nowem rzemiośle, jak mniemam. Choć z tego akurat marna pociecha... A swoją drogą, jakże może przetrwać kraj, w którem sam rząd nierządem stoi? – pomyślał jaką godzinę później, tuż przed zaśnięciem