Błazen Nadworny - Wszytcy przeciw wszytkim

Spisano dnia 22 listopada A.D. 2020

Wszytcy przeciw wszytkim


     Zaiste niezwyczajne talenta posiada poćciwy Bastien, z którem przyszło mi dzielić skromną izbę na mansardzie, w kamienicy należącej do imć pana Mercier, kupca z Lozanny. Jako Wam rzekłem, człek ów był kamerdynerem Króla Ludwika, któren lat temu, będzie już siedemnaście, na gilotynie zakończył swój nieszczęsny żywot. Przytoczyłem Wam takoż w ostatniem liście opowieść Bastien o pewnej rozmowie dwóch braci Bourbonów, co miała miejsce akuratnie w tę noc, po której paryski lud zburzył twierdzę La Bastille. Z opowieści wniosek moglibyście wysnuć takowy, iże wydarzenia dni onych stanowiły jakowąś dziejową konieczność i w żaden inszy sposób potoczyć się nie mogły, atoli...

     Otóż właśnie jedna z moich nocnych z Bastien pogawędek przywiodła mnie do przekonania, iż gdyby to jemu komendę nad wojskiem naonczas powierzono, monarchia Ludwików aż po dziś dzień by trwała, zaś Napoleon Bonaparte w najlepszem razie stopnia lejtnanta by się dosłużył, pozostawiając tem samem Europę w najświętszem spokoju.

     Ale ad rem. Było tak, iż pewnego wieczoru postawiłem na stole gąsiorek szlachetnego, rubinowego trunku, pochodzącego z jednej z winnic, których pełno na południowych stokach wzgórz okalających Jezioro Lemańskie, a następnie rozlałem w szklanki i – chcąc uczynić przyjemność towarzyszowi mej niedoli – wzniosłem toast:

     – Vive la France!

     – Vive la France – odparł, lecz jakoś bez przekonania, po czem zaraz dodał – Ale cóż to za Francja? Czy o taką Francję...

     Nie dokończywszy machnął jeno ręką i wychylił do dna. Uczyniłem toż samo i ponownie napełniłem szklenice. Pan Mercier wraz z żoną i córkami wyjechał był rankiem do Genewy w jakichś interesach, więc do kolacji zasiedliśmy sami w naszej izbie, za całą strawę mając jeno długą francuską bułkę, zwaną la baguette, kawał sera wyrabianego niedaleko stąd, w okolicy miasteczka Gruyères i michę słusznej wielkości zielonych oliwek. Przełamaliśmy się bagetą i chwilę pożywaliśmy ją w milczeniu, zagryzając serem i oliwkami, po czem Bastien rzekł:

     – Mon cher amis, Gdybyż to mnie dano naonczas komendę...

     – I cóż byś acan uczynił? – zdumiałem się – Zbombardował Paryż, jako żądał tego królewski brat, Karol?

     – Ani trochę! – on na to – Nalazłbym lepszy sposób, by wrzenie rewolucyjne uśmierzyć.

     – Zaiste? Jakiż to?

     – A chociażby i taki, by połowę z owych dwudziestu tysięcy wojska, wkoło Paryża stojącego, w cywilne łachy przebrawszy między lud rozpuścić.

     – I na co? Po co?

     – A niechby kijami tłukli przekupki, służące, ladacznice, czy nawet przyzwoite kobiety, wołając, iż posłał ich La Fayette, Mirabeau, czy Desmoulins, a zamieszanie czyniąc tak okrutne, że wkrótce nikt by się już nie poznał, kto, kogo i po co tłucze.

     – A czemuż akurat niewiasty miałyby chłosty takowej doświadczyć? Jakoś to nieładnie, białogłowy batożyć...

     – Nieładnie? – obruszył się Bastien i pociągnął spory łyk wina – Pas du tout! Wszak to dla dobra Francji! A niewiasty dla tej przyczyny, iżby bronić się jak należy nie mogąc, jazgot srogi podniosły, wzmagając przez to harmider i swych własnych przywódców wyklinając.

     – Dalibóg nie pojmuję, cóż dobrego by komu z tego przyszło – rzekłem sięgając po bagetę, podczas gdy on w zapamiętaniu mówił dalej:

     – A skoro by się już całen Paryż w chaosie pogrążył, skoro by się wszytcy przeciw wszytkim obrócili, natenczas bym drugą połowę wojska w miasto wpuścił, iżby muszkietami oraz rapierami ład, a porządek, tudzież władzę prawowitą zaprowadziła.

     Przyznam, iż dictum takowe zbiło mnie cokolwiek z pantałyku i jużem przegryzając ser oliwką rację miał mu przyznać, iż sposób to wyśmienity na rewolucji uśmierzenie, kiedy myśl pewna mi zaświtała i niczem advocatus diaboli spytałem:

     – A nie przyszło waszmości do głowy, iż żołnierz z ludem mógłby się pobratać? I coż wtedy?

     – Alors, jest na to sposób wcale prosty i skuteczny nad wyraz – odparł – starczyłoby wojsku grosza obficie sypnąć i drugie tyle przyobiecać.

     – Przecie skarb pustkami świecił, lud Paryża głodował! – obruszyłem się – Skądże byś acan wziął złoto?

     – W tem właśnie rzecz cała i na tem sztuka rządzenia się zasadza: nieważne, jak bardzo głodnem jest lud, skoro wojsko ma pełne kieszenie.

     Zaprawdę powiadam Wam, że żadna riposta nie przyszła mi już do głowy. Tem bardziej, iż gąsiorek był już niemal pusty, zasię wypite wino jakoś nie rozjaśniało umysłu. A zatem całkiem sporo nauczył się był Bastien u boku króla Francji. Bez wątpienia umiejętność większą nawet we władaniu posiadł niźli jego pan, któren niezdecydowanie swoje koniec końców życiem przypłacił. Cóż, musiał mieć ów prosty człek do rządzenia prawdziwy talent, a gdyby nie niskie urodzenie, pewnie nalazłby posadę tajnego radcy na niejednem dworze. Może i na naszem – pomyślał zasypiając


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.