Odi profanum vulgus
Święta Zmartwychwstania Pańskiego przepędziłem w Rzymie. Zaraza dotarła w końcu i tutaj, atoli, póki co, szczęśliwie omija dom Księdza Prazzi, w którem stanąłem. Zacny ów kanonik nadzwyczaj ma się na baczności i zawżdy zasłania chustą twarz, skoro jeno przekracza swój próg. Takoż czynić przykazał całej służbie i takoż ja czynię, pozostając, chwalić Boga, w dobrem zdrowiu.
Nie nudzę się ani trochę, albowiem Czcigodny Prazzi, będąc urzędnikiem kurialnem, wprowadził mnie do papieskiej librarii, gdzie całemi dniami mogę poświęcać się lekturze zgromadzonych tam dzieł. Więcej od jakże uczonych teologicznych oraz filozoficznych traktatów ciekawią mnie jednakoż antyczne zwoje, umieszczone w trzech przeogromnych salach, których łukowe sklepienia przyozdobiono plafonami przedstawiającemi biblijne sceny z ksiąg Genesis oraz Exodus. Tamże odnalazłem też pewien arcyciekawy manuskrypt, którego autorem sine dubio musiał być Gajusz Petroniusz Arbiter. Tak! Tenże sam, twórca sławnego Satyriconu! Kiedym pogrążył się w lekturze znaleziska, stanął mi przed oczami, jako żywo, obraz uczty u Trymalchiona. Charakterystyczny styl i barwna narracja nie pozostawiały wątpliwości – zdało mi się, iż sam byłem świadkiem opisywanego zdarzenia, które musiało mieć miejsce w Roku Pańskiem sześćdziesiątem i czwartem. I choć pisałem Wam już o niem ongi, to teraz, za sprawą Petroniusza ujrzałem je z całkiem inszej strony i tak właśnie zamierzam je przedstawić.
Z ciężkiem sercem przekroczył Lucjusz Anneusz Seneka próg willi w Ancjum. Opuszczając objęty pożarem Rzym, miał zamiar udać się do swej wiejskiej posiadłości nieopodal Ostii, jednakowoż centurion pretorian zastąpił mu drogę i przekazał rozkaz Cezara. Volens, nolens nakazał więc niewolnikowi zawrócić konie i skierować się na południe. Czegóż chcieć mógł Neron od swego dawnego preceptora? Dwa lata temu, po śmierci Burrusa, opuścił był Seneka pałac na Palatynie i usunął się w cień. A zatem nie został zapomniany? Szkoda... Nic dobrego nie mogło go chyba czekać ze strony kapryśnego władcy, któren stał oto na tarasie, w cieniu pinii i odziany jeno w lekką tunikę spoglądał na spokojne morze, skrzące się w lipcowem słońcu.
– Ave Caesar! – rzekł uniósłszy dłoń w górę.
– Witaj, przyjacielu! – odparł Neron odwracając głowę i mrużąc oczy – Dobrze, żeś przybył. Musisz koniecznie usłyszeć mój poemat o pożarze Troi, któren ukończyłem ledwie wczora. Petroniusz twierdzi, iż jest on najlepszem z dzieł, jakie dotychczas przyszło mi stworzyć.
– O, Boski! Zaiste niełatwo jest wartościować twe utwory – odparł stojący tuż obok Petroniusz – każden zda mi się doskonałem niczem harmonia sfer niebiańskich, o której naucza Pitagoras. A czyż to, co doskonałe, może być doskonałem mniej lub bardziej?
– I cóż ty na to, filozofie? – uśmiechnął się Neron.
– Doskonałość sama w sobie absolutną jest, a przez to i obiektywną, lecz przecie to, jak ją kto postrzega, staje się eo ipso czemś subiektywnem. Każden może więc widzieć rzecz doskonałą jako doskonałą mniej lub więcej, co atoli samej doskonałości ani rusz nie uwłacza – odparł Seneka naprędce obmyślając ów wywód.
– Ciekawa odpowiedź – rzekł Neron skubiąc swą rudą, domicjuszowską brodę – muszę przemyśleć ją kiedy dokładniej. Skoro jednak nasz arbiter elegantiarum osąd jaki wydaje, winien on być przyjętem jako obiektywny, czyż nie?
Seneka i Petroniusz zgodnie skinęli głowami i jeno stojący w przeciwległem końcu tarasu Gajusz Ofoniusz Tygellinus skrzywił się lekko. Nie mógł tego jednak dostrzec ani Neron, ani odwrócona tyłem Poppea Sabina.
– Dziś wieczór rozkażę rozpalić wielki ogień u stóp tarasu – ciągnął władca – i w jego blasku odśpiewam wam mój poemat. Czyż to nie pyszna myśl?
– Na Junonę! Wyśmienita! – wykrzyknął Petroniusz – Choć to nie blask płomieni przyda blasku twem strofom, lecz odwrotnie, one przydadzą jasności ogniowi!
– Po cóż palić tu drwa, skoro tam płonie Rzym? – odezwał się Tygellinus.
Neron spojrzał nań zaciekawiony.
– Sugerujesz, prefekcie, że powinienem wrócić tam? I tam, na tle płonącego Miasta...? Zaiste! Czyż nalazłbym lepszą scenerię?
– Racz zważyć Cezarze, że mogłoby to zostać źle przyjętem przez lud – odezwał się ostrożnie Seneka. Nakazałeś przecie dla bezpieczeństwa niewiastom, dzieciom i starcom opuścić Rzym, mężom zasię czynić, co się da, dla ugaszenia ognia. Jeśli teraz sam powrócisz, by śpiewać pieśni, cóż powiedzą? Jaki dasz im przykład?
Zapadła cisza. Petroniusz, podniósłszy dłoń ku czołu, spoglądał gdzieś daleko w morze, zdając się nie słyszeć słów Seneki.
– Czy to bezpieczne? – szepnęła Poppea, ale Neron puścił to mimo uszu.
– Tak! – mówił dalej sam do siebie – Płonie Rzym! Morze ognia w dole, a ja z wyżyn wzgórza palatyńskiego opiewam pożar Troi! Wracamy! Wracamy natychmiast!
– A lud?! – wykrzyknął Seneka – Czyli nie więcej niż twej poezji oczekuje teraz ratunku? Czyż nie należy dać mu zboża i oliwy?
– Odi profanum vulgus! – odparł władca strofą Horacego – O, gdybyście mogli wiedzieć, jakże bardzo nienawidzę tego motłochu!
Z kart historii pamiętacie zapewne, co było dalej. Nerona, choć niesłusznie, poczęto oskarżać o podpalenie, on zaś dla uspokojenia nastrojów, oskarżył o tę zbrodnię chrześcijan. Seneka, któremu zarzucono spiskowanie, z rozkazu władcy popełnił samobójstwo w rok później, Petroniusz zasię – po dwóch latach. Po czterech los się odwrócił – w armii wybuchł bunt i koniec, końców, opuszczony przez wszytkich, zginął z własnej ręki także i Neron.
Sic semper tyrannis – miał pono rzec Marek Juniusz Brutus godząc sztyletem w Gajusza Juliusza Cezara, chocia Plutarch akurat uważa, iż takie słowa naonczas nie padły. Jakby jednak nie było, tyrani, w rzeczy samej, kończą zawżdy podobnie, o czem zapewnić Was dziś pragnie