Zwiastowanie
Dzień był ciepły, wiosenny, lecz skoro jeno słońce znikło za wzgórzami, a wieczór, jak zawsze, nagle i niemal bez ostrzeżenia obrócił się w noc, wraz z gęstniejącem mrokiem nad miasteczko Nasrat nadciągnął od pustyni dojmujący ziąb, budzący w sercach jakiś niepojęty lęk. Mieszkańcy skryli się do swych kamiennych domostw, by zaczerpnąć wytchnienia po zwyczajnem trudzie, spożyć posiłek i ułożyć się do snu. Tętniące wcześniej życiem uliczki opustoszały i zatopiły się w ciemnościach, albowiem jedynie odrobinę światła dawał wątły sierp miesiąca, zawieszony ponad górą Tabor, niczem subtelny, ledwie dostrzegalny klejnot na usianej gwiazdami, atramentowej szacie Pana Wszechświata.
W mroku nocy dało się dostrzec jakąś dziewczęcą sylwetkę, wątłą postać w chuście zarzuconej na włosy, z glinianem dzbanem w dłoni, zmierzającą śpiesznie ku studni w samem środku miasteczka. Minęła ostatni zaułek, po czem nagle zatrzymała się i uczyniła krok w tył, dostrzegłszy pośrodku placu, jakie pięć kroków przed sobą, rosłego mężczyznę. Stał tuż obok pnia palmy. W ciemności nie zdołała dojrzeć jego twarzy, atoli zdało się jej, że na ramiona ma narzucony płaszcz, taki jaki noszą rzymscy żołnierze.
– Nie czyń mi krzywdy, panie, wybrałam się jeno po wodę – wyszeptała i zaraz przyszło jej na myśl, że może nawet nie rozumieć jej mowy.
– Witaj Miriam, niepotrzebnie się lękasz – odparł jednakoż po aramejsku, a w jego cichem, acz dźwięcznem głosie dało się wyczuć jakiś niezwykły spokój – jestem posłańcem, a imię me Gabriel.
– Do kogóż przybywasz, panie? Czy chcesz, bym wskazała ci drogę? – spytała już nieco ośmielona.
– Przybywam do ciebie, Miriam – odparł – a posyła mnie ten, któren jest potężniejszy niźli Król Herod i niźli sam Cezar. Ten, któren był przed wiekami i któren będzie na wieki. Wiesz o kim mówię?
Z wolna skinęła głową nie będąc w stanie wypowiedzieć słowa.
– On pragnie narodzić się z twego ciała.
– Jakże to być może?! – wyrwało się jej – Jakże Przedwieczny miałby się narodzić? Po co?
– A czy człowiek jest w stanie pojąć myśl Tego, co stworzył niebo i ziemię?
Miriam spuściła głowę. Nadal nie mogła dostrzec twarzy nieznajomego, ale mimo mroku zdało się jej, iż bije odeń jakaś nieziemska jasność. On zaś mówił dalej:
– Może pragnie lepiej poznać ludzi? Może, stawszy się człowiekiem, chce wskazać im drogę? A może i jedno i drugie?
– Lecz czemuż ja, prosta, uboga dziewczyna z Galilei? Czemu nie jaka znamienita niewiasta wysokiego rodu, z Judei, z plemienia Dawida?
– Nie znam Jego wyroków – odparł – nie mnie wiedzieć, dlaczego upodobał sobie akurat w tobie. Pewnem jest jeno, iż ziemska wielkość, bogactwa, władza i zaszczyty niczem są w Jego oczach.
– Rzeknij zatem, co ma się wydarzyć.
– Poczniesz i porodzisz Jego syna.
– Ale... Jak to być może? Wszak umrze każden, kto ujrzałby Najwyższego!
– On osłoni cię Swą mocą, nie ma dlań rzeczy niemożliwych.
– A Jego... a mój syn? Kim się stanie?
– Nim dostąpi należnej mu chwały, nim zapanuje nad narodami, będzie żył i cierpiał jak każden człowiek. Przejdzie zwykłą drogę, pozna radości i smutki, nadzieje i rozczarowania, aby potem samemu stać się radością i nadzieją dla wielu. Wiedz też, że będzie cierpieć i że ty będziesz cierpieć oglądając Jego śmierć.
– Czy musi tak być? – spytała – Czy Ha–Szem nie może mi tego oszczędzić?
Nie odpowiedział, ale jej zdało się, że w powietrzu ponownie rozbrzmiały słowa: Czyż człowiek jest w stanie pojąć myśl Tego, co stworzył niebo i ziemię?
– Rozumiem... – rzekła bardzo cicho.
Chwilę trwało milczenie, po czem Gabriel odezwał się ponownie:
– Jeszcze jedno, Miriam. Nie odpowiedziałaś na pytanie.
– Jak ono brzmi?
– Czy zgodzisz się zostać Jego matką?
– Przecie nie można przeciwić się Panu – szepnęła, jakby lekko zdziwiona pytaniem.
– Tak jak każdemu człowiekowi, Ha-Szem dał ci wolną wolę – odparł – uczyń z niej dobry użytek.
I znów zapadła cisza, głęboka, wszechogarniająca i majestatyczna zarazem. Znikąd nie dobiegał żaden dźwięk. Umilkły nawet cykady, a puszczyk przerwał swe nocne nawoływania. Zdało się, że świat całen zamarł w wyczekiwaniu, niepewny, jaki też spotka go los.
– Niech zatem stanie się, jako rzeczesz – odpowiedziała w końcu.
– Błogosławione są twoje słowa, Miriam, dostąpiłaś łaski Najwyższego. Bądź zdrowa! – w głosie Posłańca wyczuła radość i ulgę zarazem.
– Wyjaw mi jeszcze – zatrzymała go – wyjaw mi, czy On wiedział, że się zgodzę?
– Władza nie po to jest, by jej nieprzerwanie używać – odparł – On, skoro zechce, może wiedzieć każdą rzecz, lecz bywa, że nie chce wiedzieć... Na tem właśnie opiera się wolna wola.
I naonczas, jak pisze Ewangelista Łukasz, odszedł od niej Anioł. A że odpowiedź owej galilejskiej dziewczyny przed dwoma z okładem tysiącami lat brzmiała tak właśnie, jako się rzekło, a nie inaczej, przeto może Wam dziś życzyć Błogosławionych jak jej słowa, Wesołych Świąt Bożego Narodzenia