Złodziejska sprawka
– A zatem chcesz waszmość rzec, iżeś nic o tem nie słyszał? – spytała Hrabianka.
– Jako żywo! – odparłem – Klnę się na duszę!
– Nie bluźnij wasze! Przecie w całem Zamku głośno o tem było – rzekł Pan Śpiżarny – czyliż Cię pamięć zawodzi?
– A nie stało się to przypadkiem naonczas, kiedy to nasz drogi Błazenek całe dwie niedziele w lochu przesiedział? – spytał Pan Piwniczny.
– Mogło i tak być... – zastanowił się Pan Śpiżarny.
Karetą zarzuciło na wyboistem gościńcu. Siedzieliśmy w niej we czwórkę, otuleni w futra. Na zewnątrz, po lewej, jak okiem sięgnąć, rozciągała się biała, śnieżna pustka i jeno gdzieś w dali, na horyzoncie, majaczył w zamieci ciemny kontur puszczy. Po prawej krajobraz zdawał się bardziej zróżnicowany – na drugiem brzegu skutej lodem rzeki dało się dostrzec tu i owdzie domostwa na stokach wzgórz, które wyżej porastał świerkowy las, przybrany w zimową szatę. Pędziliśmy co koń wyskoczy na wezwanie Najjaśniejszego Pana. Wybrał się on w przeszłą niedzielę do jednego ze swych zamków pod szczytami gór, by tam oddawać się zimowem igraszkom, a teraz z kolei zatęsknił za towarzystwem Hrabianki. Zadaniem mojem oraz mych kompanów było towarzyszyć damie w podróży, służyć pomocą w potrzebie, tudzież zabawiać inteligentną konwersacyją.
– Mówicie więc waćpaństwo, iże się to wydarzyło na angielskiem dworze? – spytałem.
– W rzeczy samej – odparła Hrabianka – a skoro jeno wieść do nas dotarła, rozsierdził się Książę Regent nie na żarty.
– I nie dziwota! – wtrącił Pan Piwniczny – Nawet jeśli prawdą jest, iże lordowi onemu w kraju naszem pierwej bagaż całen, a później konie i bryczkę skradziono, toć przecie jeszcze nie przyczyna, by nas nazywać złodziejskiem narodem!
– W żadnem razie! – obruszyła się Hrabianka.
Powóz temczasem zaczął zwalniać, woźnica ściągnął cugle i już po chwili stanęliśmy na podworcu przed przydrożną gospodą.
– No to, mości państwo – rzekł Pan Śpiżarny rozwierając drzwi karety – czas rozgrzać się nieco, skoro będą nam mieniać konie.
Weszliśmy do środka, zaczem zasiedliśmy wedle stoła, tuż przy piecu. Na belce obok nas stały słoje z kiszonemi ogórkami, zaś u powały zwieszały się pęki czosnku.
– Hej, Żydzie! – zawołał Pan Piwniczny na karczmarza – Zagrzej no co rychlej piwa z korzeniami, a podaj nam jaką przekąskę, bośmy zgłodnieli i przemarzli okrutnie!
– W te pędy! Już się robi, proszę jaśnie wielmożnego państwa – skłonił się wpół mały pejsaty człowieczek w jarmułce, odziany w czarny chałat, spod którego wystawał modlitewny tałes i zaraz postawił na stole garniec ze smalcem oraz wielki bochen.
– A więc wracając ad rem – rzekłem odłamując kawałek chleba – skąd jednakoż wzięła się myśl, by aże ustawą sejmową rzecz całą naprawić? Wszak trudno Regenta posądzać o taką nieroztropność!
– Mówią – odparł Pan Śpiżarny – iże to imć Ladajaki chcąc się Księciu przypodobać, projekt ów w pośpiechu i na kolanie sporządził, a Regent w wielkiem gniewie będąc, bez namysłu posłom rozkazał raz dwa go przegłosować.
– A jednego szlachcica, co o skutki prawa onego zapytał, natychmiast ode czci i wiary odsądzono – dodał Pan Piwniczny.
– Czyli teraz jest tak – rzekłem – iże jeśli ktokolwiek u nas, albo i w Europie złe słowo o naszem rodaku wypowie, a złodziejem go nazwie, to lat trzy w lochu o chlebie i wodzie przepędzi. Lecz przecie skoro rzezimieszek jakowyś co ukradnie...
– Cichajże waść! – przerwała mi Hrabianka kładąc palec na ustach – Wszak ściany mają uszy! Chciałżebyś do ciemnicy na powrót trafić?
Temczasem zjawił się karczmarz i postawił przed każdem z nas kufel grzanego piwa, po czem skłoniwszy się, szepnął z szelmowskiem uśmieszkiem na ustach:
– Ja zaraz podam gęś pieczoną w miodzie, proszę jaśnie państwa. Palce lizać!
– Ha, ha, gęś w miodzie! To ci dopiero! – ucieszył się Pan Piwniczny, ja zaś wróciłem do przerwanego wątku:
– Sęk w tem, mościa panno, iże wtrącić do lochu mnie, żadna sztuka, atoli trudniej uczynić to przyjdzie z kimś, na ten przykład, z angielskiego dworu. Nie wiedziałem, jako się rzekło, skąd rzecz cała wzięła początek, a więc tem bardziej pojąć nie mogłem, czemuż to jeden z parów Anglii mówił ostatnio o nas w parlamencie, iże na złodzieju czapka gore.
– Albo znów Król Francji – dodał Pan Śpiżarny kiwając ze smutkiem głową – ten miał pono zwiedziawszy się o rzeczonej ustawie powiedzieć, iże diabeł w ornat się ubrał i ogonem na mszę dzwoni.
– Wszak to się nie godzi! – obruszyła się Hrabianka.
– Masz aśćka rację, nie godzi się – odparł Pan Piwniczny – lecz cóż teraz począć? Czem bardziej sami siebie bierzem w obronę, tem gorzej. Mówił mi kupiec pewien, co właśnie przywiózł do nas mozelskiego wina, iże książęta niemieccy szemrają, że kraj nasz kuźnią być musi złodziejskiego rzemiosła, skoro równie osobliwe prawa uchwalamy. A przecie wprzódy kłamstwa takowe mało kto rozpowiadał! Zasię Cesarz we Wiedniu, skoro mu o lex owej w czas uczty jakiej doniesiono, tak się pono od tego śmiechem zaniósł, że mało się nie zadławił.
– I dobrze mu tak! – rzuciła Hrabianka marszcząc brwi.
Szynkarz przyniósł gęsinę i jeszcze butelkę araku, aleśmy mało co już jadła tknęli, takoż i napitku – tak nam z tego wszytkiego apetyt odebrało. W pewnej chwili rozwarły się dźwierza i do gospody weszło trzech hajduków, a z niemi oficyjer. Skłoniwszy się nam, usiedli przy sąsiedniej ławie.
– Przebóg, moja sakiewka! – zakrzyknął w pewnej chwili Pan Śpiżarny chwytając się za portki – w poprzedniej gospodzie ktoś mi ją...
Poczuwszy jednakoż na sobie przenikliwy wzrok oficyjera Gwardii, dokończył:
– ...w torbę podróżną włożyć musiał, pewno ja sam, jeno na śmierć zapomniałem...
Czas było w dalszą drogę. Chcąc nie chcąc, wsiedliśmy do karety i ruszyliśmy przed siebie. Dłuższą chwilę trwało milczenie, jednak kątem oka dostrzegłem, iż siedząca obok mnie Hrabianka posmutniała srodze, a nawet pochlipuje z cicha.
– Cóż ci to, waćpanna? – spytałem.
– A bo przypomniałam sobie – rzekła przez łzy – iże z ciotuchną moją, Księżną, mam we trzy niedziele do Paryża ruszyć...
– I tem się aśćka smucisz? – zdumiał się Pan Piwniczny – Nasz przyjaciel, straciwszy parę sztuk złota, wcale większe ma przecie zmartwienie.
– Lecz jak ja się tam komu pokażę? Skoro wszyscy tak o nas...
W rzeczy samej, jak? Podobnież do Hrabianki, tem się właśnie teraz frasuje