Błazen Nadworny - Upadek

Spisano dnia 14 stycznia A.D. 2018

Upadek


     Już po dwakroć wspominałem w moich opowieściach Lucjusza Eliusza Sejana, choć dalibóg nie umiałbym powiedzieć, co mnie do tego skłoniło. Był przecie ów prefekt pretorianów łotrem jakich mało, żądnem władzy kłamcą, oszustem i łajdakiem, któren żadnego plugastwa by się nie powstydził dla zdobycia cesarskiego tronu. Tem chętniej opowiem więc wam o niem po raz trzeci, jako że będzie to historia jego upadku.

     Wystawcie więc sobie niewielką zatokę u brzegu wyspy Capri, białe wapienne zbocza wznoszące się stromo ku górze, porośnięte tu i owdzie krzakami wawrzynu, mirtu i jałowca, zaś tuż nad taflą spokojnej wody – sporych rozmiarów otwór w skale, przez któren wpływa się do Nymphaeum urządzonego w owej sławetnej lazurowej grocie. Właśnie zapadał zmierzch, płomienny wóz Heliosa zbliżał się już do horyzontu, wielki, barwy szkarłatu, gotów niebawem zatopić się gdzieś daleko w morzu i pogrążyć świat w mrokach nocy.

     Dwaj wyzwoleńcy, Lykos i Patrokles, stali nieco wyżej, w jednej z półkolistych eksedr, obserwując, jak starszy mężczyzna podpływa do brzegu i wychodzi z wody. Trzy piękne, półnagie niewolnice o długich, kruczoczarnych włosach podały mu płócienny ręcznik, a następnie starannie namaściły oliwą jego pomarszczone ciało. Na koniec przepasały go, nałożyły nań tunikę i zawiązały mu sandały na stopach. Starzec skierował kroki ku stopniom wykutem w skale i począł wspinać się w górę.

     – Bądź pozdrowiony, Cezarze! – rzekł Patrokles – Przybyłem tu wraz z Antonią, która oczekuje cię w twej willi.

     – Witaj Patroklesie – mruknął Tyberiusz – a cóż tu sprowadza moją szwagierkę?

     – Sprawy zaiste wielkiej wagi, panie – powiedział Lykos podając mu ramię – zaręczam, że warto posłuchać, co ma do powiedzenia.

     – Skoro tak...

     – Może sprowadzę lektykę? – spytał Patrokles – Będzie poręczniej.

     – Nie, mój lekarz twierdzi, że powinienem chodzić po schodach. Ponoć mi to służy, choć nie mam pojęcia, jakiem sposobem. Ale Eratostenes to jedyny śmiertelnik, któremu wolno wydawać mi rozkazy. Zaś Antonia – zastanowił się chwilę – tak, to mądra niewiasta, warto jej wysłuchać.

     – Tak więc, możesz mi wierzyć lub nie, Tyberiuszu – zakończyła swój wywód Antonia – lecz jeśli nie skończysz z nim raz na zawsze i to szybko, on wznieci bunt, pozbawi cię władzy i życia.

     W świetle oliwnych lampek, stojących rzędem pod ścianami atrium, jej siwe, starannie ułożone włosy zdawały się otaczać czoło jakiemś tajemnem blaskiem.

     – Cóż, nie jesteś pierwszą, która mi to mówi – Cezar siedział zgarbiony na trójnogu ustawionem tuż obok impluvium i wpatrywał się w kolorową mozaikę na posadzce – Kaligula uważa, że gdyby nie przybył tu, na Capri, już dawno padłby jego ofiarą, ale czyż można brać to na poważnie? W Rzymie mam wielu wrogów, a Sejan mnie przed niemi ochrania. Chociaż i tak najbardziej ufam mojemu wyzwoleńcowi, Lykosowi. On przynajmniej nie ma powodu, żeby nastawać na me życie.

     – Podobnie jak i ja – rzekła Antonia.

     – Tak... Chyba, że spiskujesz przeciw mnie wraz ze swem wnukiem – Tyberiusz spojrzał na nią podejrzliwie.

     – Nonsens, Kaligula jest ci oddany. Gdybyś w to nie wierzył, już dawno byś go stąd odprawił, zaś Sejan wykorzystuje sytuację. Kto wie, czy nie sprzymierzył się z wrogami Imperium? Popełnia zbrodnie, wymyśla nieprawdopodobne historie, oskarża o zdradę senatorów, usuwa ich, albo likwiduje, a na urzędy wprowadza swojech ludzi. To miernoty, lecz uczynią wszystko, co im każe. Lud wiwatuje na jego cześć, stawia mu posągi...

     – Sejan to mój stary druh, walczyliśmy ongi razem w Germanii, powierzyłem mu Rzym, rządzi w mem imieniu.

     – Nie dość mu tego, chce zająć twe miejsce.

     – A zatem mówisz, że lud stawia mu posągi... Tak, to niebezpieczne...

     – To bardzo niebezpieczne – wtrącił się do rozmowy Lykos, któren cały czas stał za rogiem, przy oknie, spoglądając na morze rozjaśnione wątłą poświatą wschodzącego miesiąca.

     – Sejan ma wielu stronników – Cezar wstał, opuścił atrium i również podszedł do okna – mogą zwrócić się przeciwko mnie.

     – Jednych się zgładzi, innych uspokoi – odparł Lykos.

     – Wielce ryzykowne... – Tyberiusz wyraźnie się wahał – Przecie i tak władam światem, tyle że z oddali, a na Capri mogę do woli ucztować i oddawać się orgiom. Jest tu pod dostatkiem młodych dziewcząt i chłopców.

     – Pamiętaj – rzekła Antonia – on stał się już bardzo potężny, a na drodze do celu stoisz mu tylko ty. Aby zdobyć to, czego pragnie, musi cię zgładzić i nie zawaha się tego uczynić.

     – Lud stawia posągi... – powtórzył Cezar – To prawda, skoro ktoś stanie się nazbyt potężny, należy niezwłocznie się niem zająć.

     – Prefekt Wigilów, Makron, jest człekiem godnem zaufania – rzekł Lykos – wystarczy wydać rozkaz.

     Było to w piętnaste kalendy listopada, a więc osiemnastego października roku Pańskiego trzydziestego pierwszego, gdy Lucjusz Eliusz Sejan przybył na posiedzenie Senatu – miano na niem odczytać uroczysty list Cezara, przyznający mu władzę trybuna. List zaczynał się niewinnie, lecz pod sam koniec zmienił niespodziewanie swój charakter i przeistoczył się w oskarżenie Sejana o spisek, a zakończył nakazem jego aresztowania. W międzyczasie Kwintus Sutoriusz Makron przejął kontrolę nad gwardią pretoriańską. Jeszcze tego samego dnia Senat skazał Sejana na śmierć. A co stało się z Tyberiuszem, łotrem w istocie podobnem Sejanowi? W niecałe sześć lat później, jak podają zgodnie Tacyt i Swetoniusz, Makron wraz z Kaligulą udusili go poduszką.

     I tyle z dziejów Rzymu. A skoro spytacie, co tam u nas na Zamku, to zjawiło się kilku nowych dworzan, ściągniętych przez Mistrza Mateusza z Moraw, zaś buławę hetmańską wręczono Panu Podkanclerzemu Błyskotliwskiemu. Wiele zmian, choć właściwie wszytko ostało się po staremu. I jeno Księcia Marcelego, co przecie wprzódy był Ministrem Wojny, ni widu, ni słychu – dawno już go nie spotkał na zamkowech krużgankach 


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.