Vanitas vanitatum
– Vanitas vanitatum et omnia vanitas, marność nad marnościami, a wszystko to marność, jako naucza Pismo Święte. Powiadam wam raz jeszcze, dawajcie odpór diabelskim manipulacjom tych, co rodakami waszemi się mieniąc w waszem języku przemawiają, atoli was mają w pogardzie, a wysługując się obcym, w istocie szatanowi samemu służą. Dawajcie odpór, na walkę z niemi grosza nie szczędźcie, a słowa me pomnijcie dziś, w Popielec i rozpamiętujcie je w cały Wielki Post! Vanitas vanitatum et omnia vanitas... Amen – zakończył swoje kazanie Brat Dyrekcjusz, a wszyscy zgodnem chórem odrzekli:
– Bóg zapłać.
– Azaliż nie jest tak – szepnąłem do siedzącego tuż koło mnie Pana Śpiżarnego skoro zaczęła się kolekta – iż nasz kaznodzieja sam bogactwa niepomierne gromadzi, w dostatki wszelakie nader obficie opływając?
– Wszakże na chwałę Pana czyni to ów święty człowiek – odszepnął mój kompan.
– Czyż jednak nie jest zbytkiem, skoro mnich karetą złoconą podróżuje, w sześć dorodnych rumaków zaprzężoną? – dociekałem dalej.
– Przecie święte obrazy na niej wymalowane z każdego boku! – obruszył się na to – Miałby wierzchem jeździć na jakiej chabecie? Czyliż przystoi to duchownemu?
Chciałem odrzec co jeszcze, lecz on palec na ustach położył, więc umilkłem i pogrążyłem się w modlitwie. Gdy suma dobiegła już końca i od ołtarza padło: Ite misa est, Książę Regent powstał z miejsca, ruszył ku prezbiterium, otoczony przez sześciu halabardników, a następnie wspiąwszy się z niejakiem wysiłkiem na ambonę, rozpoczął przemowę:
– Czcigodny Bracie Dyrekcjuszu, z całego serca pragniemy podziękować Ci za jakże wspaniałe kazanie, które zechciałeś dziś wygłosić. Zaiste prawdą jest, iż niewiele są warte dobra doczesne, co wszak każdego dnia potwierdzasz odbierając je tem, których mogłyby zepchnąć w otchłań upadku, a gromadząc je przy sobie, nieustannie dawać musisz odpór pokusom szatana i dzielnie przyjmujesz ów ciężar na swe utrudzone barki. I my podążać chcemy za twojem przykładem, więc aby chronić od złego szlachtę, która nadto obrasta w bogactwa, obłożymy ją miłosiernie nową daniną, zasię w dowód wdzięczności dziesiątą jej część przekażemy tobie, Świątobliwy Bracie, abyś z jej pomocą dzieło swe ukończył, studnie z wodą gorącą wykopał i łaźnie pobudował, w których za skromną opłatą mogliby zażywać kąpieli prostaczkowie ubodzy duchem.
Okrągła twarz siedzącego w stallach mnicha rozjaśniła się szerokiem uśmiechem na te słowa, zaś Książę ciągnął dalej:
– W kazaniu swojem rzekłeś, iże w czas Wielkiego Postu za przewiny wobec bliźnich pokutę czynić wypada. Święte to słowa i słusznie zwą cię Światłością Prawdy, Lux Veritatis. Powiedzcież sami, mości panowie – tu zwrócił się do siedzących na przedzie głównej nawy urzędników Dworu – czyż mało zła wyrządzili nam ci, co zachłysnąwszy się władzą za przeszłej dynastii, w pogardzie mieli naród cały? Całą brać szlachecką? Kimże oni byli? Powiedzcie dziś sami!
– Zdrajcami i heretykami! – krzyknął zrywając się na równe nogi pan Joachim Czyścic, Chorąży Wielki Koronny, któren to wszędy słynął ze swojego rymotwórczego talentu.
– Zaiste – skwitował Książę – czyliż więc nie powinni pokutować za swe haniebne czyny, do których nienawiść ku nam ich pchała?
– Niech pokutują cały post bez mała! – wrzasnął znowu pan Czyścic, a wraz z niem wszyscy wierni.
– Niech pokutują! Vivat Książę Regent! Vivat Brat Dyrekcjusz! Na szafot ze sprzedawczykami! – wołano, a śród tych okrzyków Regent zszedł z ambony kłaniając się co chwilę to w jedną, to znów w drugą stronę.
Myliłby się atoli ten, kto by sądził, iż skutkiem słów onych ścięto komukolwiek głowę. W rzeczy samej wszystko okazało się być z góry misternie zaplanowanem. Jak bowiem później wyszło na jaw, już o świcie wyłapano większość niedobitków, co ośmielili się byli wspierać starego króla, a którym Książę Regent zabrawszy onegdaj majątki, łaskawie darował życie. Teraz więc, gdy skończyła się msza i opuściliśmy katedrę, ujrzeliśmy, jak ludzi owych prowadzą powiązanych sznurami i ubranych w worki pokutne.
– Gdzie też wiodą tych nieszczęśników? – spytałem Pana Śpiżarnego.
– Dalibóg, nie wiem – odparł – lecz pójdźmy za niemi, wtedy na własne oczy przekonamy się, co też nastąpi.
Tak też uczyniliśmy, a wraz z nami udało się jeszcze kilkunastu dworzan. Szliśmy więc procesją w ów chłodny i pochmurny dzień, ze wzgórza zamkowego w dół i dalej, wąskiemi ulicami miasta, a dołączało do nas coraz to więcej i więcej gapiów. W końcu, gdy dotarliśmy na rynek, dane nam było obaczyć, jak gwardziści przywiązują delikwentów do pręgierza.
– Jak sądzisz waść, jaka też spotka ich kara? – spytałem Pana Śpiżarnego.
– Nie inaczej, jeno chłosta czeka tych biedaków – odparł.
Mylił się jednak. Oto bowiem Książę raz jeszcze okazał miłosierdzie swem nieprzyjaciołom. Na znak pokuty posypano im więc obficie głowy popiołem i ostawiono tak aże do wieczora, ku uciesze zgromadzonej gawiedzi, która do woli lżyć mogła teraz skazańców i plwać na nich ile dusza zapragnie.
Tak właśnie rozpoczął się w naszem Królestwie okres Wielkiego Postu. Vanitas vanitatum et omnia vanitas – powtarzał sobie w duchu wracając na zamek