Modlitwa
Najsampierw sprowadzono z odległych województw trzy regimenty piechoty oraz pułk dragonów zbrojnych w samopały i rapiery. Drugiego dnia dołączyła do nich jeszcze chorągiew husarska. Aż miło było spojrzeć na lśniące w sierpniowem słońcu srebrzyste zbroje ze złoceniami na piersiach i skrzydła dumnie unoszące się ku niebu.
Konnicę rozlokowano w kilku obozach poza murami i tam trzymano ją w odwodzie, zasię pieszych wprowadzono od razu do miasta, by strzegli porządku. Na placach stanęły więc namioty dla żołnierzy, zaś oficyjerom urządzono kwatery w gospodach, przeganiając z nich precz przyjezdnych, a zwłaszcza cudzoziemców. Rozpuszczono też po cichu w lud szpicli na przeszpiegi, iżby słuchali, co kto mówi i w mig donosili gdzie trzeba.
Na trzeci dzień spędzono ze dwie setki włościan z pobliskich wiosek i kazano im rąbać drwa w całej okolicy oraz strugać paliki długie na jakie trzy łokcie. Te przez wiele godzin kmiotkowie w pocie czoła wbijali w ziemię wzdłuż głównej ulicy, wiodącej ode Zamku aż pod Bazylikę i tem sposobem powstał ostrokół grzeczny, a gęsty tak, że nawet i mysz by się przezeń nie prześliznęła. Potem dla próby rozstawiono wojsko po obu stronach wzdłuż, ale że jeszcze było go mało, ściągnięto dodatkowo dla pomocy zaciężny regiment fizylyjerów. Przy okazji wyłapano też parunastu gapiów i przykładnie ukarano ich chłostą – ku przestrodze na wszelaki wypadek.
Nazajutrz, popołudniu, gdy już wszystko było zapięte niemal na ostatni guzik, na dachach okolicznych kamienic rozstawiono jeszcze łuczników w skórzanych kaftanach, z kołczanami na plecach, przykazując im czekać z napiętemi cięciwami i mieć baczenie na ulicę w dole. Tę, jako się rzekło, odgrodzoną ostrokołem, obstawiła z obydwu stron piechota. Ludowi wzbroniono wznosić okrzyków, choćby i na wiwat i wręcz przykazano zachować ciszę, niczem makiem zasiał.
Książę Regent wyruszył z Zamku zaraz potem, jak zadzwoniono na Nieszpór. Szedł środkiem ulicy, otoczony szczelnie przez gwardzistów, zasię tuż za niem kroczyli co ważniejsi dostojnicy dworscy z Ministrem Wojny, Księciem Marcelim na czele. Milczenie poddanych było przy tem dość irytujące, by nie powiedzieć, miało w sobie coś z oczywistej prowokacji, choć przecie nie wyrażonej ani jednem słowem. Wobec takiego spraw obrotu wyłapano czem prędzej prowodyrów owego protestu i wtrącono ich wszystkich do lochu, gdzie czekają teraz na ućciwy proces i sprawiedliwą karę.
Co do Księcia zaś, to w końcu dotarł do Bazyliki, by tam w skupieniu pomodlić się przez chwilę. Następnie powrócił na Zamek, oświadczając pod drodze wszem i wobec, iż jeszcze przez ośm miesięcy, zawżdy w ten sam dzień odbywać będzie podobną pielgrzymkę i oddawać się modlitwie. Potem zaś przestanie wzdychać do Boga, ale za to każe postawić sobie pomnik na samem środku głównej ulicy – wysoki, na karem koniu, z szablą na znak wiktorii uniesioną w górę.
I to tyle mej krótkiej opowieści. Cóż jeszcze rzec można? Ano to, że zadziwił swem osobliwem postanowieniem Książę Regent wszystek Dwór i wielu poddanych. Takoż i ze zdumienia wyjść wciąż nie może