Błazen Nadworny - Smok

Spisano dnia 17 kwietnia A.D. 2016

Smok


     Było to po prawdzie bardzo dawno temu, atoli śród ludu prostego wciąż jeszcze żywa jest owa historia i jeśli popytać okolicznych włościan, ten i ów ze szczegółami wszytkiemi ją Wam opowie. Jest też pod wzgórzem zamkowem pieczara, ta sama, w której ongi smok mieszkał, postrach stanowiąc dla całego Księstwa, choć przecie wcale jeszcze nie był najgorszem z bydląt swojego gatunku, jako że jedną miał głowę ledwie, chocia dwa ogony. Ogniem ział, i owszem, ale jeno trochę, zaś co do dziewic, to zadowalał się jedną na miesiąc, zawżdy gdy była pełnia. Poza tem starczały mu świnie i barany znoszone przez wieśniaków w pobliże jaskini.

     I wydarzyło się, że dnia pewnego przybył na zamek rycerz, którego to ród smokobójstwem z dziada pradziada się parał, aby usługi swe Księciu Panu zaoferować. Z początku zażądał on niemałej nagrody, albowiem ręki córy książęcej i połowy Księstwa, lecz gdy się naocznie przekonał, iż księżniczka, po ojcu urodę odziedziczywszy, wielce była różna od swego konterfektu, cenę opuścił na jeno Księstwa połowę. Ostatecznie targu dobito i stanęło na tem, że za zgładzenie bestii dzielny ów rycerz dwa worki złota otrzyma.

     W tem miejscu różne są wersje podania. Jedni powiadają, że za dziewicę przebrał się nasz smokobójca, by do jaskini wemknąć się niepostrzeżenie, inni zaś kłam temu zadają i słusznie, jak mniemać należy, prawią, iż na tak lichy podstęp żaden smok by się nie nabrał. Ich to zdaniem, rycerz baranią skórę na się naciągnąwszy, tem właśnie zmylił bydlę, które nie przymierzając, wzięło go za barana. Jakby jednak nie było, nalazłszy się już wewnątrz groty, rycerz rozlał w niej flakon wonności pokaźnych rozmiarów, a te srodze odurzyły gada, przywykłego jedynie do siarki fetoru, albo do smoczego smrodu. Wtedy więc smok, ognia w gębie zapomniawszy, dał się podejść z całkiem bliska, a to skończyło się dlań ni mniej, ni więcej, jeno odrąbaniem głowy.

     Książę Pan wielce był kontent z tej dekapitacji, chocia próbował cenę cokolwiek post factum stargować, słusznie twierdząc, iż za robotę tak szybką jeden worek złota byłby godziwą zapłatą. Tem niemniej rycerz argumenta jeszcze słuszniejsze przedstawił, mówiąc, że worek drugi za to przecie jest nagrodą, iż wiedział był, jak się do rzeczy zabrać i migiem ją skończyć. Ostatecznie dano więc pokój i rycerz z dwoma workami odjechał w swoją stronę.

     Myliłby się jednak ten, kto by mniemał, iż na tem się skończyły wszelakie kłopoty. Należałoby rzec nawet, iże wręcz przeciwnie – skoro bowiem zakończył już smok swój żywot plugawy, ten i ów, przestawszy lękać się niebezpieczeństwa, począł w górę wznosić hardo głowę, pytając, na co też idą składane Księciu sowite daniny, jeśli nie na obronę przed bestią, co pod zamkiem mieszka? I na niewiele zdały się dyby i pręgierz, albowiem szemranie śród prostego gminu stawało się coraz większe. Człek pewien zresztą, w rzeczy samej przyjezdny, począł nawet głosić, iż władza książęca na tyle zda się teraz ludowi, co kotu kaftan, albo też psu buty. I chocia go za to przykładnie obwieszono wedle smoczej jaskini, to jednakoż egzekucja owa jeszcze znaczniejsze wywołała wrzenie. I kto wie, czy by się rewoltą jaką to nie zakończyło, gdyby nie osobliwy cokolwiek przypadek. Oto bowiem przywędrował na zamek, odziany w barwne szaty, wędrowny kuglarz, co trudnił się zasadniczo stawaniem na głowie, chodzeniem po linie, tudzież łykaniem ognia ku rozrywce gapiów. Miał też zresztą ze sobą tresowaną małpę, która to na jego rozkazy najprzeróżniejsze wyczyniała figle, jednakowoż nie w tem rzecz. Zakończywszy swe igrce na zamkowem podworcu, kuglarz w takie oto słowa ozwał się do władcy:

     – Wasza Książęca Mość, oto zademonstrowałem ledwie małą próbkę mojego kunsztu, lecz jeśli raczycie, panie, przyjąć mą ofertę, łacno znaczniejsze oddam Wam usługi.

     – Mów, w czem rzecz! – rozkazał Książę.

     – Nie jest tajemnicą, że kraj ten wspaniały cierpi na skutek nieposłuszeństwa kmiotków, których lekkomyślne zgładzenie smoka do takiej przywiodło już zuchwałości, iż całkiem otwarcie supremacyji książęcej sens w wątpliwość poddają...

     – Jakże śmiesz, chamie! – zakrzyknął gniewnem głosem władca, lecz wnet się zmitygował, bo w słowach wędrowca prawda się kryła zaiste głęboka, zaś mówiąc je, ku zaradzeniu kłopotom wydawał się zmierzać. Zaraz rzekł więc tylko:

     – Gadaj dalej!

     Kuglarz temczasem zbliżył się do Księcia i parę słów doń szepnąwszy na ucho, zrobił następnie krok w tył i powiedział:

     – Za to właśnie żądam ręki córki Waszej Wysokości i połowy Księstwa.

     Mógłby kto sądzić, iż władca precz mu odejść każe słysząc takie słowa, a jeszcze psami poszczuć na dodatek, jednakże osobliwie stropił się Książę – być może po temu, iż bunt jawny zaiste już w powietrzu wisiał – chwilę zaś później rzekł:

     – Zgoda!

     Spytacie pewno, jakże to się stało, iż już dnia następnego nowy smok w pieczarze pod zamkiem zamieszkał, i to straszniejszy po trzykroć od swego poprzednika? Cóż, legenda głosi, że gady owe skrzydła rozpostarłszy, potrafią nocą, kiedy nów księżyca, nader rozległe przemierzać przestrzenie, a skoro któren podczas swego lotu z góry gdzie pustą pieczarę wypatrzy, łacno zamieszkać w niej może zapragnąć. Tak prawią ci, co szum głośny słyszeli w ciemnościach, ja jednakowoż więcej dałbym wiarę, że ten, kto ogień połykać potrafi, umie też z siarki, smoły i saletry na poczekaniu płomienie wykrzesać, co buchną pożogą ze smoczej jaskini...

     A co do córy książęcej, jak mówią, de gustibus est non disputandum, przez co nie każden na tyle wybrednie wybiera, co ów sławny rycerz. Pojął ją więc sztukmistrz nasz wkrótce za żonę, a wraz z nią wziął nie połowę, jeno całe księstwo, bowiem osobliwem trafem zmarło się wkrótce jego teściowi i to chocia po prawdzie zdrów był jeszcze oraz w sile wieku. Lud zaś kark pochylił i znów drżąc ze strachu, jął z wielką pokorą składać swe daniny – tak nowemu smokowi, jak nowemu księciu.

     Cóż, dwa są morały z owej opowieści. Jeden, że władza zawżdy potrzebuje wroga, a im on straszliwszy, jako też im więcej lęka się go lud prosty, z tem większą łatwością ludem tem się włada. Drugi morał zaś taki, że jak kto chce rządzić, nie księciem być mu trzeba, lecz raczej kuglarzem. I z obydwoma ostawia Was dzisiaj


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.