Sen nocy listopadowej
Służbę zawszeć warto traktować dobrze, a nawet być z nią w komitywie – wierzajcie mi, tem sposobem niejednego się można dowiedzieć! Na ten przykład, wyjawił mi wczora mój poćciwy Wojciech, jaką to historyję zasłyszał dopiero co od owego starego Macieja, sługi Księcia Marcelego, co to mu zawsze na koń wsiąść dopomaga. Zaiste, nader ciekawa była jego opowieść! Ale po kolei.
Zacznijmy od tego, że udał się był nasz Hetman Wielki Koronny z wizytacyją do pewnej szkoły podchorążych, położonej w mieście cokolwiek na północ od stolicy oddalonem. Za rezydencją obrał zaś tam sobie pałac magnacki, z przepychem znacznem postawiony, a przylegający do parku urządzonego na angielską modłę. Pełno w niem było stawów, strumyków, sztucznych ruin, świątyń, greckie albo i rzymskie udających, jako też posągów starożytnych bogów. Jak zaraz obaczycie, wielkie rzecz ta miała znaczenie.
Może więc być dlatego, iż wypił Książę podczas wieczerzy z oficyjerami nazbyt dużo okowity, może i z powodu medykamentów, które są mu przepisane, ale pewnie i dla tej przyczyny, że przechadzając się w ów mglisty, listopadowy wieczór po parku, spoglądał na wszystkie owe postaci z marmuru, które wątłe światło księżyca, padające poprzez bezlistne gałęzie, zdawało się poruszać i ożywiać – może więc dlatego, gdy legł już we swem łożu, sen wyśnił tajemniczy i straszny zarazem, o którem Wam zaraz opowiem. A skąd o niem wiem? Ano stąd właśnie, że gdy obudził się już nasz Minister Wojny, zlany zimnem potem, zaraz kazał do siebie przybocznego astrologa wołać, by mu znaczenie snu owego objaśnił. Zasłyszał zasię wszytko tenże stary Maciej, któren następnie rzecz całą, słowo w słowo, memu poćciwemu Wojciechowi powtórzył.
A zatem obudził się Książę – lecz we śnie po prawdzie, bo cały czas śnił dalej – i ujrzał w oknie włócznię, egidę z wężową głową meduzy, hełm złoty i twarz niewieścią, piękną, acz srogą zarazem. Pewno gałąź jeno na wietrze w szybę biła, lecz on posłyszał śpiew Pallas Ateny.
Pallas
Do mnie, do mnie, do mnie
Skrzydlaty duchu w orli lot!
Odpowiedz na me wołanie,
Niech rzecz zamierzona się stanie,
Niech w pierś Księcia ugodzi grot!
I oto zdało się Hetmanowi, że ujrzał w drugiem oknie Nike spod Samotraki, bez głowy, jeno ze skrzydły rozpostartemi – choć w rzeczy samej puszczyk zaledwie przysiadł na konarze – i oto znów dało się słyszeć śpiew.
Nike
Przez czasu mroczne otchłanie,
Wichrem dziejów gnana w tę noc,
Przybywam na twe wezwanie,
A ze mną Aresa szał,
A ze mną Olimpu moc!
Niech walczy i wrogi zwycięża
Wojny porywczy bóg!
Mów, kto dobyć ma dziś oręża?
Rzeknij, kimże jest wróg?
Pallas
Z kapryśnej łaski Regenta
Ten, co Wielkiem Hetmanem go zwą!
Nike
Jemu przyjdzie broczyć dziś krwią?
Pallas
Jego pochwycą w pęta,
Pierś żelazem przebiją we śnie,
Ciosem zdradzieckiem...
Nike
Nie!
Nie wolno im splamić się zdradą!
Mają napaść jak tchórze gromadą?
Wszak on rycerz, niech w szranki z niem staną,
W rynsztunku, z mieczem i w zbroi
Niechaj walczą jak mężom przystoi!
Przeraził się Książę Marceli, że oto zamach się na niego szykuje, choć przecie zaraz przez myśl mu przeszło, iż tak wielu zbrojnych go strzeże, że przedsięwzięcie owe jak nic daremnem uczynią. Choć z drugiej strony jeszcze bardziej przestraszyła go wizja pojedynku. W tej chwili jednak zdało mu się, iż oto poruszyła się kotara – pewno kot gonił za myszą – i kształty dwa mroczne wyłoniły się zza niej, w których rozpoznał Książę Nemezis, boginię sprawiedliwej kary oraz Hekate, panią ciemności. Pierwsza z nich ozwała się głosem spokojnem, acz tak bardzo pełnem chłodu, że wraz zmroził on krew w książęcych żyłach.
Nemezis
Niegodzien miana rycerza,
Kto herb i zbroję plugawi,
Kto w moskiewskiem złocie się pławi,
Własny naród wrogowi zawierza.
Niech krwawi!
Oto gniewu przelała się czara,
I kat skrytobójczo uderza,
Dziś on
Nie znajdzie ratunku u cara.
Hekate
Dziś jemu uderzy dzwon,
Sprawiedliwa dosięgnie go kara,
Ja przywołam mściwe Erynie
I powiodę go w mrok i w noc.
Pallas
Tak, niech twoja pochwyci go moc!
Słysz ich głos, skrzydlata bogini,
Dziś Laur Księciu z czoła opada,
Niech zginie!
Zdrajcy należy się zdrada!
Nike
Skoro takie wasze wyroki,
Przyłożę dłoń!
Skrytobójczą niech chwycą broń!
Pallas
Oto idą, już słychać ich kroki,
Podchorążowie, nadchodzi czas!
Jego zdrada domaga się krwi,
Hej ku mnie, ku mnie, ku mnie!
Nemezis
Już wyważają drzwi...
W tej właśnie chwili łomot wielki obudził Księcia Marcelego i już miał zbierać się do ucieczki, kiedy pojął, że przecie sam leży w ciemnej komnacie, a wkoło nie najdziesz żywego ducha. Huk zaś wziął się z tego, iż szamocząc się we śnie, zrzucił oto z nachtkastlika szklankę pełną wody. Chwilę dochodził do siebie, po czem krzyknął na służbę i kazał wołać przybocznego astrologa.
– Sny zawżdy należy rozumieć na opak, wasza miłość – ozwał się mędrzec wysłuchawszy całej opowieści – ten znaczy więc, iż twoje zasługi dla Ojczyzny cieszą się powszechnem uznaniem, wojsko zaś kocha cię ponad wszelką miarę.
Nie zadowoliło to jednak Księcia. Nie spał już aż do rana, a nazajutrz zawezwał do się totumfackiego swego, imć pana Bartłomieja Wszędobierskiego herbu Niedźwiadek i kazał mu tropić spisek w armii, któren to ów zapewne rychło wykryć zdoła...
A dowiedział się o wszytkiem, jako się rzekło, od swego poćciwego Wojciecha, zaczem Wam w zaufaniu powtórzył
Wasz
Błazen Nadworny