Błazen Nadworny - Prowokacja

Spisano dnia 11 września A.D. 2016

Prowokacja


     Zaiste z trudem kreślę te oto słowa, zaś inkaust tu i owdzie rozlewa mi się po pergaminie tworząc kleksy, że aż hadko patrzeć. Litery też jakby koślawe i każda w inszą stronę zmierza, lecz dobre i to, żem w ogóle do pisania zasiadł. Jeszcze wczora pewno bym gęsiego pióra w dłoni nie zdzierżył, ani też z łoża zwlec się nie zdołał. Rankiem znów odwiedził mnie Doktor Sorpreso, medyk, co przybył do nas przed laty z Mediolanu, a przy tem druh mój szczery, z którem to przecie niejeden gąsior wina wychyliliśmy pospołu. Owóż twierdzi Doktor, iż się rzeczy lepiej mają i to nie tylko, jeśli o me zdrowie idzie.

     – Wyjawił mi właśnie pan Łowczy – rzekł więc zaraz ode proga – że imć pan Żebrowicz parol na waści zagiął okrutnie i za wszelką cenę pod sąd chciałby oddać.

     – To niedobrze – jęknąłem nie pojmując, czem się tu radować można – z Instygatorem Koronnem żartów nie ma...

     – Certo, lecz jest jedno ale... Żebrowicz mało lotny umysł posiadając, facecji twoich nigdy pojąć nie mógł, więc i nie dziwota, że pragnie twej zguby, atoli ze świecą przyjdzie mu szukać sędziego, co na acana wyrok wydać zechce.

     – Zaprawdę?

     – Si, veramente. Sądząc błazna zbłaźnić się jeno można, nic ponadto. Wie o tem każden, kto choć trochę więcej oleju ma w głowie, niźli imć Żebrowicz.

     – Racja, ale przecie...

     – Książę Regent? Też to chyba pojął, bo jako mi w tajemnicy wielkiej wyjawił pan Podczaszy, nakazał rzecz całą wyciszyć. Przeciwiał się temu pono Książę Marceli, żądając dla waszeci chociażby banicji, lecz koniec końców nawet on dał pokój.

     – A niby czemu zawdzięczam tę łaskę?

     – Błazen na Dworze cokolwiek wygodnem się zdaje, bo kiedy kto władcę o nadmiar despotyzmu posądzić probuje, ten zawsze zaprzeczyć może mówiąc, iże jest pod ręką taki, co się zeń całkiem bezkarnie naśmiewa.

     – Bezkarnie... – stęknąłem masując obolałą czaszkę.

     – Sam pojmujesz acan, że we wszystkiem trzeba mieć umiar, moderazione – odparł – w każdem razie, póki Regent na smyczy dzierży Żebrowicza i ani myśli puścić, ten co najwyżej poujadać może, ale do gardła waści nie doskoczy.

     – Chwała Bogu – rzekłem słabem głosem.

     – A tak przy okazji, rzeknij mi amico, co też waszeci aż tak podkusiło? Czyliż nie lepiej było wziąć nogi za pas, skoro zoczyłeś waść owych młodzieńców z czarnem sztandarem, wznoszących bojowe okrzyki? A gdy cię już lżyć poczęli, czyli warto było wdawać się z niemi we słowne utarczki? Szczęście waszeci, że nie nosisz szpady, bo bym z kawałków zeszyć cię nie zdołał.

     – Czy to moja wina? – szepnąłem.

     – O Santa Madonna! Żebrowicz mówi wprost o brudnej prowokacji, ja – wybacz wasze – łaskawszem dla cię będąc, nazwę to stupidità, albo głupotą, jeśli wolisz.

     – Zaiste, mogłem być więcej roztropny...

     – Ecco! A tak przy okazji, zaspokój acan mą ciekawość i rzeknij, co też uczynili halabardnicy widząc całe zajście?

     – Och, zachowali się nader przykładnie. Poczęli grzecznie prosić owych szlachciców, by już pokój dali i zaprzestali okładać mnie pięściami zaspokoiwszy nieco gniew swój słuszny. Mnie zaś z drugiej strony kazali czem prędzej zejść z oczu swem oprawcom, pójść precz i nie prowokować ich więcej.

    – Sam więc waść widzisz, że wzięli twą stronę – rzekł Doktor i podał mi flaszkę z miksturą, którą właśnie dobył z kieszeni kaftana – wychylże to duszkiem, a już niedługo wino pić będziem razem i śmiać się z tego zajścia.

     – Da Bóg, tak się stanie – uśmiechnąłem się, lecz cokolwiek krzywo, albowiem ból ostry wraz przeszył mi szczękę. 

     – Alora a domani! – pożegnał się Doktor – Wpadnę zaraz z rana obaczyć, jak się acan miewasz. Temczasem zaś leż i odpoczywaj. I najlepiej na czas jaki odpuść sobie żarty i poniechaj pióra. Radzę ci to jako medyk i jako przyjaciel...

     Lecz oto widzicie, nie posłuchałem mojego Doktora, choć pewniem uczynił nader nierozważnie. Znów, jako i wtedy... Bóg mi świadkiem, że jeno z miłości ku mojej Ojczyźnie szedłem na ów pogrzeb wielkich bohaterów! Chocia z drugiej strony, czyż można mieć za złe tem zacnem szlachcicom, iże dostrzegłszy starego prześmiewcę, natychmiast słusznem zapałali gniewem? Jakby wszak nie było, chwała Regentowi, że sprawę całą chce puścić w niepamięć. Aż do grobowej deski wdzięczność mu za to okazywać będzie


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.