Spisano dnia 13 marca A.D. 2016

Kupiec wenecki


     Działo się to dawno, przed stu laty z okładem i nie u nas wcale, jeno w pewnem państewku, w dalekiej Italii. Poszło zasię o to, iż młodszy brat księcia, imieniem Bassanio, najpierwszy w mieście hulaka i utracjusz, spłukał się był ongi do cna, a skoro mu władca i brat jego zarazem kolejnego mieszka florenów odmówił, pożyczył sumę niemałą od pewnego lichwiarza, co zwał się Shylock. Ten jednakowoż weksla zażądał, na którem stać miało, iż jeśli młodzieniec długu w terminie nie spłaci, odda mu w zamian funt swojego ciała, któren to wierzyciel wedle uznania dowolnie wybierze. Bassanio za żart to uznał wyśmienity, lecz gdy czas spłaty nadszedł, a jemu złota znów zbrakło, już znacznie mniej do śmiechu mu się zdało. I to tem więcej, iże w międzyczasie lichwiarzowi w interesach niemało poszkodził, a jeszcze córkę jego uwiódł potajemnie. Nie dziwota więc wcale, że udał się Shylock do samego księcia, sprawiedliwości dla się żądając.

     – Wasza miłość – rzekł, weksel dzierżąc w dłoni – domagam się tego, co mi podług praw naszych słusznie przynależy. Chcę serca Bassania!

     – Jak śmiesz, niegodziwcze! – krzyknął doń Antonio, książęcy doradca – idź precz, a więcej nie przychodź w te progi!

     Shylock jednakże nie dał za wygraną, lecz głowę hardo uniósłszy do góry, odparł:

     – Jakże to? Mości książę! Praw własnych szanować nie chcecie?

     Dodać w tem miejscu koniecznie należy, iż nader wiele ryzykował Shylock, gdyż książę, despotą srogiem będąc, prawa co rusz odmieniał podług swej wygody. Choć przecie z drugiej patrząc na to strony, dość nieporęcznie księciu jednak było w wekslach nadmierne czynić zamieszanie. Odparł zatem krótko:

     – Pożyczkę ci zwrócę i od sta zapłacę.

     – Ależ ja wcale nie żądam pieniędzy! Za dług niespłacony w porę weksel mi pozwala tego się domagać, co na wekslu stoi. Chcę serca Bassania!

     – Zapłacę po trzykroć.

     – Chcę serca! – krzyknął Shylock.

     Dumał chwilę książę, cóż z tą sprawą czynić. Pod sąd oddać? Jednakoż sąd był rozwiązał już dawno, bo sądu wyroki nie dość po myśli jego zapadały. Prawo więc zmienić? Jako się rzekło, trochę nieporęcznie, bo odmienione łacno by mogło kupców wszelakich odstraszyć, a przez to dochodów pozbawić niemałych.

     – Cóż radzisz Antonio? – spytał więc sługi swojego po cichu.

     – Myślę, wasza miłość, że prosić by trzeba o radę uczonych w prawie mędrców, co w Wenecji sądzą takie sprawy. I chocia miasto nasze jest z Republiką cokolwiek zwaśnione, to jednak mniemam, iż w tak ważnej rzeczy nikt nie odmówi nam swojej pomocy. 

     – Dobra myśl, Antonio. A zatem sprawę odraczam do czasu, aż od Signorii nadejdzie odpowiedź.

     Kilka niedziel przeszło, aż przybył do miasta w końcu pewien człowiek i nie mieszkając na dworze się zjawił, by stanąć oto przed obliczem księcia. Ten zaś rzekł do niego:

     – Mów, kimże jesteś oraz z czym przybywasz!

     – Jestem kupcem, panie. Przybywam z Wenecji, nie jako kupiec atoli, lecz jako wysłannik. Oto więc przywożę odpowiedź w tej sprawie, w której o radę zechcieliście prosić sędziów naszych grono.

     – Gdzież zatem list twój?

     Przybyły skinął na swojech służących, którzy na znak ów przynieśli do sali trzy niewielkie skrzynki.

     – Trzy listy w istocie. Widzicie, panie, te oto szkatuły? Jedna ze złota szczerego odlana, druga ze srebra, trzecia zaś z ołowiu. Wszytkie rzeźbione pięknie, a w każdej odpowiedź, co czynić trzeba. Do was, mości książę, wybór ten należy – możecie wybrać więc taką poradę, jaka przypadnie wam bardziej do gustu, atoli kierować się wolno wam jeno szkatuły barwą i jeno jedną z onych wolno wam otworzyć. Poprzysięgnijcie panie, że tak uczynicie.

     – Podstęp jakowyś wietrzę – szepnął do księcia ukradkiem Antonio.

     – Zaiste dziwna jest owa oferta, aby po skrzyni poznać, cóż ona zawiera. Lecz ten, kto wprawny, takoż po wyglądzie wartość człowieka ocenić potrafi. Przysięgam!

     – Wybór wasz mądrem niechaj będzie, panie! – rzekł kupiec.

     – Cóż, ołów bardziej z wojną się kojarzy, niż z rozwagą sędziów, srebro natomiast mało się wydaje godnem być dożów. Prawdziwa odpowiedź kryć się musi w złocie. Wybieram więc złoto!

     Słysząc owe słowa kupiec otworzył szkatułę ze złota i z wnętrza jej dobył płachtę pergaminu. Wziął ją do ręki Antonio i w głos czytać począł:

    – Weksel ważnem jest podług praw waszych, a jego posiadacz nóż do ręki wziąwszy może funt ciała dłużnika bez obaw wykroić, choćby i serce owem funtem było. Lecz jeden funt jeno! Zabrać mu więcej niechaj się nie waży! Niech też przy tem pomni, że insze mu prawo krew przelać zabrania, a zatem skoro krwi kroplę najmniejszą uroni, winien będzie śmierci. Taki jest nasz wyrok.

     Zmartwił się niepomiernie Shylock słysząc takie słowa, ucieszył książę, lecz oto Antonio jął czytać dalej:

     – Dodać jednak trzeba, że prawo książęce, które na taki weksel pozwoliło, barbarzyńskiem być musi w samej swej istocie, jako też państwo, gdzie prawo to działa, a wraz z niem ów przecie, kto państwem tem włada. Pożałowania godnem ponadto się zdaje, iż w państwie sędziów nie ma, co wyrok sprawiedliwy ogłosić by mogli, a skoro sądzenia moc im odebrano...

     – Dość, dość tego! – krzyknął książę – Cóż, że brata w ten sposób ocalę, skoro ktoś w rządy moje ingeruje! Nie chcę tej sentencji! Zła to była skrzynia! Podstępem jeno mnie tu nakłoniono, bym ją odemknął! Odewrzyj więc srebrną!

     – Gdzież przysięga, panie?! – spytał go kupiec nadzwyczaj zdumiony.

     – Słowo me nieważne, podstępem zdobyte!

     – Jako chcecie, książę – rzekł kupiec i z drugiej szkatuły wydobył pergamin. Schwycił go Antonio, czytać wyrok począł, ale wraz przerwał i krzyknął w głos całen:

     – Wszak na niem tę samą sentencję spisano!

     – Kolejny podstęp – wyszeptał książę w wielkim osłupieniu – otwórz ołowianą!

     – Ależ wasza miłość... – westchnął ciężko kupiec.

     – Otwieraj natychmiast! – rzucił doń Antonio i zaraz w dłoń pochwyciwszy trzeci z pergaminów, spojrzał i pobladł – Słowo w słowo, to samo...

     – Nie dziwcie się, książę – rzekł spokojnie kupiec – jeden być może jeno wyrok sprawiedliwy, jedno mieć można o rządach twych zdanie. Trzy skrzynie zasię dlatego przywiozłem, iż się przekonać chcieli moi mocodawcy, że jakiej rady by nie udzielili, zawszeć ją potem na swoje obrócić zechcecie i że przysięgi własne macie za nic.


     Jako się rzekło, w dawnych czasach rzecz ta się zdarzyła i nie w naszem kraju. U nas dla władzy nikt by nie poświęcił brata, nikt praw nie depcze i nikt nie łamie przysiąg raz danych. Nikt też nie wzbrania trybunałom sądzić, a rady mędrców władca przyjmuje z pokorą. O tem Was najsolenniej jak umie zapewnia


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.