Błazen Nadworny - Królestwo Ludowe

Spisano dnia 9 października A.D. 2016

Królestwo Ludowe


     Są jeszcze tacy, co pamiętają, choć przecie młodzież słucha dziś tych opowieści niczem bajki jakiej o żelaznem wilku. A było to tak, że przed wielu, wielu laty wybuchło w naszem kraju powstanie przez ludzi z gminu wzniecone przeciwko Królowi i Panom. Stanął zaś na jego czele człek pewien, co zwał się Boruta, tak samo jak i ów diabeł i zda się z diabelskiego zaiste pochodził pomiotu, bo pokonawszy rycerstwo i precz przepędziwszy Najjaśniejszego Pana, sam się królem ogłosił. Po prawdzie, niewiele by on i wskórał wraz z garstką wiernych mu kmiotków, gdyby nie pomoc znaczna i nader ochocza ze strony mocarstwa ościennego, którego to zresztą rychło został wasalem. A może i był nim wprzódy? – któż to dziś odgadnie... W każdem razie Boruta ów krwawo rozprawił się z co znaczniejszą szlachtą, zaś tę zaściankową na swą przeciągnął stronę, obiecując jej złoto i różnorakie zaszczyty. I tak otoczywszy się zdrajcami, zaprzańcami i sprzedawczykami wszelkiej maści, nazwał dla niepoznaki królestwo nasze ludowem, że niby sam z ludu wyszedł i z jego to namaszczenia, nie zaś z Bożej Łaski władzę swą sprawował.

     W Królestwie Ludowem zaiste osobliwe zapanowały porządki. Oto bowiem ziemię szlachcie odebraną niby to rozdano włościanom, ale w rzeczy samej pod but ich wzięto i liczbę dni pańszczyzny zwiększono aże do pięciu, zwąc ją od tej pory ludowszczyzną. Kupcom zabrano sklepy i oddano w zarząd królewskich zauszników. Majstrów precz przegnano, zasię warsztaty ich oddano pono czeladnikom – odtąd w ich imieniu miał niemi władać Boruta poprzez swoje sługi. Jeśli zaś komu niezbyt przypadły do gustu te nowe porządki i wyrzekł przeciw nim choć słowo, w mig trafiał na szafot lub, szczęścia mając więcej, gnił latami w lochu.

     I choć wszystkiem żyło się z dnia na dzień coraz gorzej, Królestwo Ludowe przetrwało pół wieku bez mała, rządzone wpierw przez Borutę, później przez jego następców, targane rewoltami tłumionemi krwawo i staczające się coraz bardziej na dno, aże w końcu upadło strawione głodem, nie znajdując już więcej oparcia w mocarstwie ościennem, które to naonczas własnemi musiało zająć się sprawami.

     Lecz czemuż o tem piszę? Oto bowiem wybrałem się nie dalej jak przed trzema dniami, incognito, do pewnej gospody w mieście naszem stołecznem, a to nie dla jadła, albo i napitku, lecz po to jedynie, by co ciekawego posłyszeć. Ani myślę przy tem skrywać, że kilka, a może i więcej opowieści, któremi was tu raczę, stąd się właśnie wzięło, żem je w karczmie owej, albo w inszej jakiej zasłyszał. Wracając jednak do rzeczy, a więc do gospody, usiadłem sobie w kącie i zażądawszy pieczonego prosięcia wraz z dzbanem wina, począłem rozglądać się wkoło. Owóż przy stole tuż obok siedziało trzech szlachciców podchmielonych cokolwiek i popijając piwo prowadziło wielce ożywioną dysputę.

     – Nie sądzicie waszmoście – ozwał się najstarszy, z sumiastymi wąsami – iże królestwo nasze ostatnio coraz bardziej ludowem się zdaje?

     – Jakże to, ludowem? – zdziwił się najmłodszy, w kontuszu z podgoloną głową – azaliż zapomniałeś waść, że ludowość ona minioną już jest i to wcale słusznie minioną?

     – Ani trochę, mości paniczu, ani trochę! Pamięć może i niekiedy figle mi płata, lecz czasy słusznie minione pomnę, a skoro do powrotu się kwapią, w mig to dostrzegam. Ot, łan ziemi chciałem przedać memu sąsiadowi, a tu nowe prawo nasz Książę Regent ustanowił i ani rusz nie mogę! Jakoby mi kto dziedzictwo moje wziął gwałtem! Czy nie tak było za Króla Boruty?

     – Mylisz się waść – odparł młody – o to wszak jeno idzie, by jacy Francuzi, albo insze Niemce ojcowizny naszej za bezcen nie wzięli. Już tam oni do tego tak się palą, że aże trudno to sobie wystawić.

     – Kiedy sąsiad rodak mój, jako i wasz, mości panowie, z dziada pradziada!

     – Lepiej na zimne dmuchać, niźli gorącem się sparzyć – skwitował młody.

     – Jest w tem wiele prawdy, iże stare wraca – rzekł trzeci z jegomości, w średnim wieku, odziany z cudzoziemska – gdzie nie spojrzeć na urzędach kumoterstwo się szerzy, jak kto godność jaką piastuje, to nie inaczej, jeno szwagrem, albo i stryjecznem jest tego lub owego. Mleko pod nosem, oleju w głowie za grosz i co rusz patrzy by z kasy królewskiej czerwońców podebrać.

     – A kogóż to masz waszmość na myśli? – spytał młody – I cóż niby w tem złego, skoro Książę Regent tem jeno zaszczyty rozdaje, którem ufa bez granic? Jakoż miałby inaczej kraj nasz na dobre odmieniać?

     – A na co tylu szpicli między ludzi posyłać? – nie dawał za wygraną jego interlokutor – Wszak nawet Boruta tylu nie miał. Kto wie czy tu, teraz, w tejże gospodzie nie siedzi kto, by jeno słuchać, co inni prawią?

     To rzekłszy rozglądnął się po izbie, a uczyniwszy to na mnie zawiesił podejrzliwe spojrzenie, jako iż sam jako ten palec w kącie siedziałem. Szczęśliwie byłem jednak na tyle zajęty prosięciem, iż uznał, że się niezbyt na książęcego denuncjatora nadaję. Temczasem zaś znów mówić zaczął najstarszy z jegomości:

     – Nie dalej jak wczora na własne uszy słyszałem herolda, któren to imieniem pana Kanclerza wierutne kłamstwa na rynku rozgłaszał, całkiem jak za dawnych czasów.

     – A cóże on takiego mówił? – spytał młody.

     – Opowiadał o tem, jak nasz pan Kanclerz Cesarza odwiedził i jak to Cesarz o radę w sprawach tyczących się niewiernych, ale i nie tylko, pokornie go prosił, po czem roztropność pana Kanclerza chwalił i solennie przyobiecywał tak czynić, jako to nasz Książę Regent w mądrości swej niezgłębionej wykoncypował.

     – A nie tak było?

     – Zgoła inaczej – rzekł ów wyglądający na cudzoziemca – w rzeczy samej Cesarz Kanclerza naszego solidnie zbeształ, a ten niczem pies skamlący z podkulonem ogonem do kraju powrócił.

     – Miarkuj się wasze! – wykrzyknął młody – słowami temi ojczyznę moją obrażasz, a skoro tak, to nie ręczę za siebie!

     – Nie radzę – wycedził tamten przez zęby – jestem nader sprawny w fechtunku...

     – Mości panowie! – odezwał się wąsacz – I po cóż te swary? Wszak dobro ojczyzny każdemu na sercu leży!

     – Nie inaczej – odparł ten o cudzoziemskiem wyglądzie – tem bardziej martwić może, iż Książę Regent sędziów pod but biorąc zda się stare, niedobre obyczaje przywracać, rodem z czasów jakże słusznie minionych.

     – Jest rzeczą powszechnie wiadomą – powiedział młody już spokojniej, atoli nienawiść mając w spojrzeniu – że Książę Regent rebelii przeciw spadkobiercom Boruty przewodził, ramię w ramię z bratem swym przeciwko nim dzielnie walczył, rany srogie przy tem odnosząc i niespotykane okazując męstwo.

     – I w tem acan błądzisz – rzekł najstarszy szlachcic odkładając kufel z piwem i rękawem kontusza ocierając wąsy – w istocie bowiem nikt o niem naonczas nie słyszał. Mówią, że w majątku matki swojej, nieboszczki, się zaszył i dnie całe spędzał siedząc przy piecu z kotem na kolanach...

     – Zamilcz waść! – krzyknął młody zrywając się na równe nogi i kładąc dłoń na szabli, lecz napotkawszy zimny wzrok odzianego z cudzoziemska, rękę cofnął, po czem bez słowa szybkiem krokiem oddalił się ku drzwiom.

     Nazajutrz doszły mnie słuchy, iże w mieście naszem stołecznem ujęto dwóch szlachciców, którzy z wrogami ojczyzny naszej mieli się sprzymierzyć i przeciwko niem spiskować, choć ani rusz rzec nie potrafię, o kogóż chodzić mogło. Ale nie o tem chciałem – wracając do ludowości, w ten sam dzień, około południa, przechodziłem dziedzińcem zamkowem i tamem zasłyszał niechcący, jak nasz Hetman Wielki, Książę Marceli, wielce zaaferowany, objaśniał jednemu ze swych młodziutkich paziów, iże Królestwo Ludowe w rzeczy samej multum zalet miało, a może i nawet same zalety, a tylko jedną niedogodność – tę mianowicie, iże kto inny niem władał...

     Cóż, przypadłość oną chyba całkiem nieźle naprawić się dało, co jako żywo na każdem kroku dostrzega


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.