Amnestia
Lat temu wiele, choć nikt z żyjących już tego nie pomni, targała krajem naszem wojna domowa. A wzięła ona początek wraz ze śmiercią króla Kwadryka Pierwszego, co to koronę w testamencie synowi swemu, Kwadrykowi Drugiemu pozostawił. Ten jednakowoż niedługo sukcesyją się cieszył, albowiem wkrótce pretensje swoje do tronu zgłosił stryj jego, Tetryk, któren to wcześniej z bratem zwaśniony był srodze i z jego to rozkazu w zamku swojem, niczem w niewoli przebywać musiał. Mimo to miał on stronników wiernych, choć rozproszonych po całem królestwie. Onych przecie po śmierci króla skrzyknął i prawowitem władcą siebie ogłosiwszy, z setką zbrojnych na stolicę wyruszył. Może i byłby nie za wiele wskórał, gdyby nie to, iż Kwadryk Drugi wiosen siedemnaście ledwie sobie liczył, żołnierskiego rzemiosła ni rusz nie zakosztował, sztuka wojenna obcą mu była, zaś szlachta rządami ojca jego cokolwiek znużona, mało mu sprzyjała, zasię odmiany i korzyści dla siebie nowych pragnęła.
Dziwić się więc nie sposób, że skoro jeno Tetryk szlachcie uroczyście przyrzekł, iż na tron wstąpiwszy pańszczyznę z trzech dni do czterech wydłuży, a jeszcze złotem sypnie, wielu doń przystąpiło. Aliści i tych by nie starczyło, iżby Kwadryka pokonać, więc postanowił Tetryk takoż włościan sobie zjednać i do walki przyłączyć, skrócenie pańszczyzny z dni trzech do dwóch onem obiecując. I rzec trzeba, nader się to zdało, jako że dzień przed bitwą, co o losach wojny zdecydować miała, chłopi rów głęboki w poprzek pola wykopali, po czem darnią go zmyślnie przykryli i w tenże rów trzy czwarte, jak nie więcej, konnych Kwadryka wpadło i tak pojmanemi ostało. Niedobitki następnie po lasach dorżnięto, zaś sam król z garstką towarzyszy z pola bitwy zbiec zdołał, by za granicę czmychnąć i na dworze cesarskiem się schronić.
A działo się to wszytko w wigilię Świętego Marcina, na polu pod Krzywem Zboczem, przez co też pokonanych krzywozboczeńcami przezwano. I mógłby kto myśleć, że ich potem miecz katowski spotkał, jednakowoż całkiem inaczej się stało. Oto bowiem Tetryk w dobroci swej niezmierzonej krzywozboczeńcom litość okazał, zaczem pomsty poniechał, amnestią ogłosił i jeno majątki, jako i mienie wszelakie odebrawszy, wolno puścił.
Wiktoryją świętowano przez miesiąc z okładem, uczty znakomite dzień w dzień na zamku wydając ku wielkiej uciesze wiernych stronników nowego władcy, którzy to zawżdy licznie na nich gościli. Tetryk zasię rządy od tego rozpoczął, że w każdem jednem mieście, na rynku, pomnik swój ze spiżu wystawić rozkazał, i to na wysokiem cokole, jako że w istocie mizernej był raczej postury. Wywiązał się też z przyrzeczeń, a to oznacza, że złotem, jako mówił, sypnął, atoli nie wszytkiem, którzy go poparli, a jeno najbliższem stronnikom. Nadmienić tu też należy, iż skarbiec, choć w dobrej był kondycyji, nie tak jednakowoż pełnem się okazał, jak był król wprzódy mniemał. Co do pańszczyzny zasię, to i owszem wydłużył ją Tetryk do dni czterech, jako to szlachcie obiecane zostało, atoli tem samem do czterech dni skrócił, objaśniając włościanom, iż Kwadryk aże do pięciu dni powiększyć ją zamierzał, czemu przecie właśnie zapobiec się udało i przeto wszytcy, jak jeden mąż, wdzięczność dozgonną królowi winni.
Nie miał jednak szczęścia Tetryk, albowiem zima tegoż roku sroga niespotykanie nastała, wiosną roztopy i rzek wezbrania przyszły, większą część kraju wodą zalewając, potem zaś, jak na złość, przez lato całe kropla deszczu na ziemię nie spadła. Tem samem nieurodzaj, a z niem głód nastał w państwie, o czem się w końcu zwiedziawszy, zawezwał Tetryk Podskarbiego Koronnego i ozwał się doń w te słowa:
– Mości Podskarbi, słuchy nas doszły, iż nie dość do syta lud nasz ostatnio jada, a to z uwagi na okoliczności ze wszech miar od woli naszej niezależne. Tem niemniej przez dobrotliwość naszą zdecydowaliśmy ulżyć mu w niedoli i za pieniądze państwowe zboża w kraju ościennem zakupić, a to uczyniwszy, będącem w potrzebie wydać.
– Ależ Najjaśniejszy Panie – skłonił się nisko Podskarbi – moc złota na ucztowanie i pomniki poszła, jako też inne podobne przedsięwzięcia, danin skutkiem suszy niewiele zebrano, zasię tego, co pozostało, ledwie na wykarmienie Dworu i na urzędy ziemskie wystarczy…
– Chcesz waszmość rzec, że z pieniędzmi u nas krucho? – zdziwił się król – Cóż zatem uczynim, skoro lud burzyć się zacznie?
– Ośmielam się zauważyć – odparł Podskarbi – iż motłoch w rzeczy samej szemrze, jednakowoż skoro by mu winnych nieszczęść wszelakich podsunąć, można by zapewne cierpliwości nieco kupić i do przyszłych zbiorów dotrwać, które oby obfitszemi się pokazały.
– Cóż zatem waść proponujesz?
– A jeśli to wszytko przez krzywozboczeńców zawinione? – uśmiechnął się szelmowsko Podskarbi.
– Nie może to być! – obruszył się król – Amnestią wszak na nich ogłosiliśmy.
– Szczera to prawda, Miłościwy Panie, jednakowoż plagi wszelakie już po owej proklamacyji na kraj spadły, a to oznacza, iż niegodziwcy ci wybaczenie królewskie za nic mając, nadal na szkodę monarchy swego i kraju działali. Tem większa przez to ich wina…
– No cóż… – zastanowił się Tetryk – w rzeczy samej rozsądnie przemawiasz, mój Podskarbi, i zaiste głęboka jest mądrość w Twojem wywodzie. A zatem do dzieła!
I już dnia następnego klikonów po kraju całem rozesłano, by po miastach i po wsiach wszem i wobec głosili, iż spisek haniebny pośród krzywozboczeńców wykryto, przez któren to ludowi cierpieć przychodzi. Mało bowiem, iż zawżdy rzemiosłem pogardy i nienawiści się parali, to teraz oto zbrodnicze ich poczynania do skarbu ograbienia przywiodły, przez co Miłościwy Pan zmuszonem się poczuł pańszczyzną włościanom o dzień jeden wydłużyć i dochód tem sposobem uzyskany na ratowanie kasy państwowej przeznaczyć, a to z kolei poprzez podatek nowy, na szlachtę nałożony. Co się zaś samych krzywozboczeńców tyczy, to ogłoszono, iż każdego napotkanego bądź to pojmać żywcem i straży królewskiej dostarczyć należy, bądź też żywota na miejscu pozbawić, jeśliby opór jaki stawiał. Wyznaczono też gratyfikacją za każdego z łotrów, żywego lub martwego – talarów pięć, jeśli włościanin takiego pochwyci lub zabije i pięćdziesiąt talarów, jeśli uczyni to szlachcic.
Gniew poddanych wielki być musiał zaiste, albowiem dwie niedziele nie przeszły, jak w stolicy na rynku trzydziestu krzywozboczeńców obwieszono, a dwieście, jak nie więcej, głów uciętych zwieziono wozami. I działo się tak jeszcze czas jakiś ku uciesze gawiedzi, co egzekucyjom przyglądać się tłumnie przybywała, jako też ku pożytkowi tych, co wszeteczników bądź to chwytali, bądź to zarzynali na miejscu.
Jednakowoż z nadejściem zimy chleba jakoś nie przybyło, a i krzywozboczeńców poczęło brakować. Bywało co prawda, że tu i owdzie chłopi człeka jakiego widłami zadźgali, albo i cepami zatłukli, po pięć talarów w nagrodę odbierając, jednakowoż coraz częściej się potem okazywało, iż nieszczęśnik taki, wcale krzywozboczeńcem nie był, jeno Bogu ducha winnem cudakiem, co go w okolicy nikt nie znał, bo zapewne z daleka skądś przybył.
Wtedy więc, jakoś tuż przed Gromniczną, Podskarbi wraz z Marszałkiem Koronnem nową rzecz obmyślili, że przecie i tacy wszetecznicy naleźć się musieli, co to ongi niby króla Tetryka poparli, lecz w rzeczy samej arcypotajemnie przeciw niemu knuli. Tych to kryptokrzywozboczeńcami lub dla krótkości, kryptoczeńcami przezwano i raz w raz najdowano takowych pośród szlachty, co to się od podatków migała, albo z którem z dworzan z różnorakich powodów na pieńku miała. I choć kryptoczeńców jeszcze przez cztery niedziele wyrzynano, to jednakże radości z tego coraz mniej było wśród poddanych, którzy do głów uciętych i szubienic już przecie przywykli.
Potem zaś nastał przednówek i wraz z niem skończyło się panowanie Tetryka, bo jako powiadają mędrcy, ludowi jeno do czasu chleb mogą zastąpić igrzyska… O tem zaś, co się z królem stało, mówić szkoda, a i starych dziejów za długo rozpamiętywać nie warto, lecz raczej tem się cieszyć należy, że w lepszych czasach żyjemy i światlejszych dziś władców mamy, czem przecie razem z Wami raduje się Wasz