Błazen Nadworny - Minister Wojny

Spisano dnia 13 grudnia A.D. 2015

Minister Wojny


     Owego roku zima zmierzała ku nam niespiesznie, toteż Najjaśniejszy Pan zapragnąwszy poślizgać się na lodzie, w długą podróż do dalekich Chin wyruszył, by tam właśnie hulankom zimowym się oddawać. Jako że jednak czasy nastały niespokojne i zewsząd wieści nadchodzić poczęły o watahach zdziczałych, kraje ościenne plądrujących, postanowił Miłościwie Nam Panujący coś na to zaradzić i nowego Ministra Wojny mianował w osobie kuzyna swego, Księcia Marcelego, co to wskutek wielce osobliwych zachowań, zyskał był sobie przydomek Szalony. W szczególności zasię o to zwłaszcza poszło, iż razu pewnego odkrywszy w arcytajnej kancelarii księgę z nazwiskami wszystkich śpiegów królewskich, po różnych krajach Europy rozlokowanych, kazał ją sekretarzowi swemu przepisać i w mieście na ratuszu wywiesić. Szczęśliwie sekretarz ów pierwej o posłuchanie u Najjaśniejszego Pana poprosił, który to Księcia Marcelego w ostatniej chwili od publikacji onej powstrzymał. Indagowany zaś o cel swego przedsięwzięcia wyjawił Książę, iż na myśl mu przyszło, że niejeden ze śpiegów na dwie strony działać może, zaś jeśliby tak było, w kraju, w którem rezyduje, włos mu przecie z głowy nie spadnie. Gdy więc wykreśli się z księgi, wszystkich, którzy gdziekolwiek z racji śpiegostwa zawisną, wtedy to co ostanie, nie inaczej, jeno spisem zdrajców najpodlejszych będzie, wszem i wobec wiadomym.

     Wracając jednak do rzeczy, cóż mnie, błaznowi, wiedzieć o sztuce wojennej? Ani na fortyfikacjach znam się, ani na regimentach, jednak wieści mnie stąd i zowąd dochodzą, że oto mocarstwa Europy armie swe nowocześniejszymi czynią, taktykę doskonalą, a i na artylerię nacisk kładą spory, rzeczy w tym zakresie wielce użyteczne wynajdując. Monarchowie tamtejsi ponadto na dwory swe sprowadzają uczonych w jeometrii i mechanice, szczodrze ich nagradzając za to, by coraz to lepsze sposoby obmyślali, jak też porachować, kędy kula z armaty wystrzelona poleci.

     Takoż i u nas pójść w ślady owe zamierzano i nawet staraniami pana Hetmana Wielkiego Koronnego kroki ku temu pewne poczyniono, jednakże wszystko to do czasu, kiedy Książę Marceli za dowodzenie się zabrał. Przede wszystkiem wręczył on panu Hetmanowi dymisją, a to z tej przyczyny, iż podejrzenie zachodziło, że wielce nielojalnym okazać się może, a nawet i zdrady dopuścić. A że był kazał pan Hetman ludwisarzy z Francji sprowadzić, co wielce wprawni w odlewaniu luf armatnich byli, czem prędzej odwołał Książę decyzję ową, podstęp w niej wietrząc nielichy, a to, że pieniądze na kraju obronę przeznaczone Francuzom dostać by się miały.

     Na miejsce Hetmana mianowany został następnie totumfacki Księcia i rządca jego majątku, imć pan Pieniawski herbu Pieniacz, który co prawda na wojnie znał się nieszczególnie, jednakowoż tym się wsławił, iż każdego, kto choćby nieco odmienne od Księcia w jakiej kwestii miał mniemanie, wnet o zdradę oskarżał i do trybunału pozywał. Śpiegów królewskich z kolei – szczęśliwie ich jednak nie powywieszano – nadzorować miał siostrzeniec księcia, młodzik jeszcze, mleko pod wąsem mający, co jednak talenta wielkie do konspiracji wykazał, a to podczas gry w chowanego w ogrodach królewskich.

     Wraz z objęciem urzędu stał się Książę Marceli jeszcze bardziej nieufnym, niż ongi – gdym go dni temu parę w korytarzu pałacowym spotkawszy o zdrowie spytał, rzucił mi jeno krótko:

     – Nie udzielam takowych informacji.

     I jeszcze dodał: 

     – Wszystkiego się waść dowiesz we właściwym czasie. We właściwym czasie, powiadam. 

     A to rzekłszy oddalił się w swoją stronę z miną nader tajemniczą i wyniosłą zarazem.

     Jakie dwa dni potem obudziłem się jak co rano i wstawszy z łóżka do okna komnaty swej podszedłem, by się cokolwiek po świecie rozejrzeć, a przy tym obaczyć, jaka też się pogoda na dziś szykuje  słońce świeciło zza chmur cokolwiek niemrawo i szron lekki pokrył okoliczne, liści już pozbawione, rzecz jasna, drzewa. Jakież było jednakże moje zdziwienie, kiedym tuż u podnóża murów zamkowych kadzie wielkie z wodą ujrzał, a pod nimi ogień rozpalony i obok pachołków, bez ustanku drwa podkładających! Patrzyłem tak chwilę długą i jakoś nijak pomiarkować nie mogłem, po cóż też ów cały ambaras. Dopiero gdy sługa mój, Antoni, ze śniadaniem się zjawił, wszystko mi objaśnił:

     – Bo to, waszmość panie, Książę Marceli pono obmyślił, że skoro wróg pod mury podejdzie, najlepiej będzie zamek we mgle śtucznej ukryć. Takoż i wodę gotują, iżby się mgła owa uczyniła, aliści ode świtu już drwa co niemiara spalili, a mgły jak nie było tak nie ma…

     Nie dał jednakoż Książę za wygraną i dwie niedziele nie przeszły, jak wieść gruchnęła, że oto w zamku alchemicy przedni się zjawili, aże ze Smoleńska sprowadzeni, co w zamian za słuszną pensję solennie przyobiecali inszy sposób mgły kreowania wypracować, a to przy użyciu wapna gaszonego, kory brzozowej i kamienia filozoficznego.

     Jako rzekłem, nie mnie, błaznowi strategię książęcą sądzić, aliści powstrzymać się nijak nie mogę i o konwersacji Wam pewnej opowiem, co to się odbyła między mną a imć panem Hetmanem Polnym, którego to imię do wiadomości swojej jednakże zatrzymam.

     – Uważasz, wasze – rzekł więc Hetman do mnie, gdyśmy się mijali w podcieniach zamkowego dziedzińca – Książę z dnia na dzień coraz to osobliwiej sobie poczyna.

     – O czymże waść myślisz? – spytałem.

     – A o tym, że skoro w Europie całej zaciężne armie się formuje i żołnierzy tak musztruje, iżby rzemiosło wojenne we krwi mieli i zawżdy pod bronią stali, u nas wciąż pospolite ruszenie górą – bez ładu i składu, niczym z czasów minionych. Wszystko byle jak. A że Książę Marceli na domiar szlachcie ani w ząb nie ufa, więc w razie czego z włościan wojsko uczynić planuje.

     – A skądże oni broń wezmą w razie czego? – spytałem zdziwiony – Skoro nie ma to być armia zaciężna, to niby jak? Któż z ludzi onych, niezamożnych przecie, rapier, muszkiet, albo i samopał sobie sprawi?

     – Nic podobnego – on mi na to – Książę mniema, że armia w cepy, widły i kosy zbrojna nie mniejszą od muszkieterów siłę prezentuje, jeśli jeno w nieomylność wodza swego ślepo wierzy. Tegoż właśnie chce Książę włościan uczyć i w tym to celu do wioski każdej, a nawet przysiółka śle oficyjerów politycznych, jako ich zowie, co by raz w tygodniu dzień cały ludziom prostym do głowy wiarę ową kładli.

     – A potem kosami walczyć będą?

      – Nie inaczej – powiada – Książę do skuteczności broni takiej wielce przekonanym się zdaje. Dla wprawy nawet gaik brzozowy skosić nakazał, bo, jako rzekł, drzewa na łokieć grube pod ostrzem kos niczym zboże lec winny...

     – Wszak to niepodobna!  wyrwało mi się – Chyba na własne oczy ujrzał, że nic z tego?

     – Książę z murów zamkowych wszystko obserwował, a więc szczegółów dojrzeć nie mógł, słudzy zaś jego miast kosynierów, drwali wprawnych z toporami posłali, przez co brzozy w rzeczy samej w mig legły.

     – A zatem w swą teoryją tem bardziej uwierzył?

     – Nie inaczej. Brzózkę jedną nawet jako trofeum wojenne przynieść sobie kazał i na ołtarzu niczym votum złożył, zasię na pamiątkę owego zdarzenia paradę teraz co miesiąc czynić zamierza i Gwardię całą na nią słać będzie.

      A prawda li to  spytałem  że Książę dla wprawy samemu sobie, albo raczej nam wszystkim wojnę wypowiedzieć planuje? Wszak powiadają, iż uczynić to pragnie na podobieństwo owego Króla Adalberta z dawnych czasów, o którym legendy mówią, że gdy wroga mu zbrakło, grudniową porą z własnym ludem wojować począł... 

     Nic mi jednak na to mój interlokutor nie odrzekł, albowiem przerwać nam przyszło naszą konwersacją, a to dlatego, iż przybliżył się właśnie lokajczyk pewien, który, jak każden inny zresztą, mógł być na usługach Księcia. Hetman odszedł więc w swoją stronę, ja zaś udałem się do mej komnaty, by tam w odosobnieniu w myślach cokolwiek ponurych się pogrążyć. Cóż bowiem się stanie, gdy nadejdzie wojna? Kto nasz kraj obroni? I komu, jeśli nie ościennemu mocarstwu na rękę taki obrót rzeczy? A może metoda jaka tkwi w szaleństwie onym? Szuka jej zatem dziś wraz z Wami


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.

 
Warning: Unknown: open(/home/www/blazennadworny_pl/files/tmp/sess_t4ccec9uhm2pkvqaoi3mk79nd2, O_RDWR) failed: Disk quota exceeded (122) in Unknown on line 0 Warning: Unknown: Failed to write session data (files). Please verify that the current setting of session.save_path is correct (/home/www/blazennadworny_pl/files/tmp) in Unknown on line 0