Koń Kaliguli
Opisuje w Żywotach Cezarów Swetoniusz, jako to Kaligula konia swojego konsulem uczynić zapragnął. Pomija jednakowoż przy tem pewne istotne szczegóły, co do błędnego wyobrażenia o sprawie całej przywodzić może. Naprawdę bowiem było to tak.
Już w pierwszem roku swego panowania zapadł był cesarz na ciężką chorobę, która w zupełności zmysły mu pomieszała. Odmienił się nie do poznania, nade wszytko zaś do przekonania przyszedł, iż nie jeno panem świata jest, ale i najprawdziwszem bogiem. To zaś przecie oznaczać musi zdolności nadprzyrodzone, a pośród nich – choć ta akurat jedną z bardziej przyziemnych się zdaje – mowy zwierząt wszelakich pojmowanie. Jasnem jest niczem słońce, że cesarz jeno wtedy, kiedy chciał, zwierzę jakie rozumiał, a słyszał to jeno, co mu akurat w zmysłów poplątaniu do głowy przyszło.
I tak udał się pewnego razu, w przeddzień wyścigów, do pałacowych stajni, by konia swego obaczyć, którego był ongi nazwał Porcellus, co się wszak jako Prosiak tłumaczy.
– Prosiaczku! – zawołał tedy stojąc we stajennych wrotach – spraw mi się aby dobrze w jutrzejszem biegu!
Koń jednakowoż nic odrzekł – był wszelako daleko i mógł nie dosłyszeć – atoli mała świnka podbiegła do Kaliguli, pokwikując radośnie:
– Szybko biegam Cezarze, na pewno zwyciężę!
Tu oczywista pewności nie ma, czyli faktycznie prosię jakoweś przypadkiem się w stajni nalazło, czy też może wszytko się cesarzowi zwidziało. Jakby jednak nie było, zdumiał się władca wielce, ale i w gniew wpadł srogi, do przekonania przyszedłszy, że oto mu świnię podkładają, a nie kto inszy to czyni, jeno Gemellus, kuzyn jego, co jako wnuk Tyberiusza Cezara, pretensje do tronu mógłby sobie rościć. I wtedy to dwie rzeczy postanowił: Gemellusa zgładzić, co akurat na drugi dzień dokonanem zostało, oraz koniowi swemu imię odmienić, iżby mu już nikt świństwa nijakiego nie uczynił. Tak właśnie stał się Porcellus Incitatusem, co się z kolei na Rączy przekłada.
Prawdą jest także, jako pisze Swetoniusz, że Incitatus następnie stajnię z marmuru i żłób z kości słoniowej otrzymał, a wszytko to we własnem pałacu, gdzie siła niewolników mu usługiwało. Prawdą jest i to, że senatorem ostał, choć w tej akurat materii poskąpił uczony dziejopis czytelnikom szczegółów. Rzecz zaś odbyła się tak, iż cesarz ze swem koniem na Forum przybywszy, do Kurii Julijskiej osobiście go wprowadził, już samem tem konfuzją niemałą pośród zebranych czyniąc.
– Bądź pozdrowiony, Cezarze! – ozwał się jako pierwszy konsul Gnejusz Proculus – Pozwól, że zapytam, czy koniowi twemu dość wygodnie w sali naszych obrad będzie?
– Pozdrawiam Cię, Gnejuszu i was, jako powiadają, czcigodni – odparł Kaligula – pytanie twe ze wszech miar słusznem mi się zdaje. W istocie, trzeba będzie salę tę nieco przysposobić, a w szczególności żłób obok krzeseł kurulnych dla konsulów wyrychtować, gdzie po prawdzie i tak miejsce dlań najwłaściwsze.
Chcąc nie chcąc, mimo uszu puścili tę uwagę obecni, zaś drugi konsul, Gajusz Nigrinus, zapytał usłużnie:
– Czy żłób kością słoniową wyłożym, na podobieństwo tego, z którego nasz dostojny senator korzystać raczy we własnem pałacu?
Głos zabrał następnie Marek Juniusz Silanus, teść cesarza, a to zgłaszając wątpliwość, czy obradujący zdołają pojąć słowa Incitatusa, skoro ten zechce głos na jaki temat zabrać.
– Czyli ktoś jeszcze prócz Sylana nie będzie rozumiał, co też mój koń ma na myśli? – zapytał władca spoglądając po zebranych.
Nikt jednak nie uniósł dłoni, ani też słowem się nie ozwał.
– Widzisz więc Sylanie, że to jeno twój kłopot, iż inszych senatorów pojąć nijak nie możesz. Warto zatem pomyśleć, czyś w ogóle winien w skład wchodzić tego oto gremium...
Jak wiemy z kart historii, dnia następnego rankiem Sylan podciął sobie gardło brzytwą, któren to rodzaj śmierci zaproponował mu cesarski wysłannik.
Z protokołów posiedzeń łacno wywieść można, iż Incitatus nieczęsto zjawiał się w Senacie, co jednakowoż dziwić zbytnio nie powinno, bowiem podobnie jak i cesarza, bardziej go zajmowały wyścigi. A jeśli coś go jeszcze obchodziło – o Kaliguli tem razem mówimy – to z całą pewnością nie państwa, czy obywateli dobrobyt, lecz raczej knowania i dworskie intrygi. I tu właśnie do sedna rzeczy już się przybliżamy. Razu pewnego bowiem w oknie pałacu przysiadł sobie wróbel i ozwał się – lub raczej tak się cesarzowi zdało – w te oto słowa:
– Ktoś chce cię zgładzić, Cezarze!
– Niepodobna! – odparł Kaligula – Rzym cały mnie przecie miłuje!
– A jednak… – wróbel zatrzepotał skrzydłami.
– Skądże wiesz takie rzeczy?
– Wszytkie wróble już o tem ćwierkają…
– Mów zatem, kto to taki?!
– Nie domyślasz się? – spytał ptaszek przekrzywiając łepek – sam odgadnij!
– Lepidus? Łotr Lepidus? I pewno wraz z niem ów zdrajca, Getulik! Wiedziałem!
Wróbel sfrunął z okna, lecz zaraz usiadł tuż obok, na czubku cyprysa.
– I pewno ktoś jeszcze… – zastanowił się cesarz – No tak! Jakże mogłem być równie zaślepionem?! Moje siostry: Julia i Agrypina!
Skutkiem owego z wróblem wydarzenia Lepidus i Getulik zostali straceni, jednakowoż Julii i Agrypinie łaskę nadzwyczajną okazano, jedynie na wyspy dalekie je zsyłając.
Stał się też Kaligula odtąd nadzwyczaj podejrzliwem, więc gdy za czas jaki zjawiło się w pałacu kilku znamienitych obywateli, imieniem Senatu pokornie prosząc, by cesarz godność konsula przyjąć raczył, taka oto myśl mu przyszła do głowy, że jako konsul więcej jeszcze na zamach wystawionem będzie. Myśl równie jak inne szalona, boć przecie i bez urzędu onego władzę najwyższą i absolutną sprawował, na cios miecza skrytobójczy srodze się narażając i to tem więcej, iż nienawiść równie potężną, jak i trwogę pośród Rzymian budził. Odmówił więc z ostrożności, choć przecie tytuł wielce ponętnem mu się wydał, a nie chcąc go jednakoż całkiem z rąk wypuścić, odrzekł krótko posłańcom:
– Przyjąłbym urząd, aliści z powodów sobie jeno wiadomych Incitatusa nań oto wyznaczam.
– Cezarze, zaiste mądry twój wybór – poczęli mówić delegowani jeden przez drugiego – więcej niż pewnem jest, iż koń twój sprawom państwowem podoła...
Zarżał na to Incitatus krótko, jakoby rzec chciał: Dam radę! I wkrótce potem raz jeszcze, dłużej, jakoby dopowiedział: Wszak pierwszy we wczorajszem wyścigu do mety dobiegłem. Dam radę!
Nazajutrz zatem nowy konsul do Kurii Julijskiej stępa wkroczył i przy żłobie miejsce zajął, zaś wyzwoleniec cesarski Chilon, jego imieniem przed dostojną radą expositum odczytał. Sam je był zresztą spisał, rzecz jasna, podług wskazówek Kaliguli. Stało zaś w niem o zboża rozdawnictwie na skalę potężną, o budowie posągów wielkich i świątyń wspaniałych z publicznej kasy i o tem, że państwo ludowi za posiadanie potomstwa denarów pięćset co miesiąc płacić będzie, na starość zasię wikt i opierunek zapewni i jeszcze o wielu inszych rzeczach, na które by złota i trzem Rzymom nie stało.
Szczęśliwie jednak nie poszło Imperium z torbami, bo dnia następnego dwaj pretoriańscy trybuni, Kasjusz Cherea i Korneliusz Sabin, dopadłszy cesarza gdy z teatru wracał, aże trzydzieści pchnięć sztyletem pospołu mu zadali. Co zaś się Incitatusa tyczy, to jeszcze w ten sam dzień zebrali się senatorowie i nie tyle rumaka z urzędu złożyli, lecz jako jeden mąż poprzysięgli, iż nikt się nigdy o owem krótkiem, końskiem konsulowaniu nie dowie, a to dla tej przyczyny, iżby wstydu jeszcze większego Rzymowi nie czynić. Godności senatorskiej pozbawił zaś Incitatusa wkrótce Klaudiusz Cezar, stwierdziwszy iż ten, dochodów nijakich nie posiadając, togi z purpurową lamówką pod siodło zakładać nie może.
Skoro więc z woli Senatu zdarzenie owo w zapomnienie poszło, tem samem i Swetoniusz wiedzieć o niem nie mógł i jeno o tem wspomniał, iż cesarz konia swego konsulem mianować projektował i że śmierć skrytobójcza projekt ów wniwecz obróciła. Zaś jak było naprawdę, ku przestrodze tak tyranom, jak i koniom ich, opowiedział Wam dzisiaj