Urodziłem się dawno, dawno temu, za siedmioma lasami, za siedmioma górami, w pewnem Królestwie Prześwietnem, które – jak dobrze wiadomo wszem jego mieszkańcom – Najważniejszem jest Królestwem na świecie. Sąsiedzi bliżsi i dalsi odmiennego są po prawdzie zdania, atoli zawiść jeno przez nich przemawia, a nic innego.
Naoglądałem się bez liku przez te wszystkie lata, a jakże! Monarchów licznych pomnę, a byli śród nich i srodzy okrutnie, co to błaznów do lochu wtrącać kazali, skoro się jeno któren nie wczas roześmiał.
Siła się zmieniło ode dni onych w Królestwie naszem i nawet lękać by się można, iżby już nikt go dziś nie poznał, a za jakie inne królestwo wziął przez omyłkę. Szczęśliwie jednak to i owo po staremu ostało i pewno już ostanie, kto by nam nie panował i jako by tego nie czynił.
Wracając atoli do rzeczy, a więc do mnie samego, trefnisiem zawżdy zostać pragnąłem i skoro się jeno okazja nadarzyła – posadę Błazna Nadwornego nie mieszkając objąłem, przez co w zamian za wikt i opierunek to i owo raz w raz prześmiewam.
A skoro by wam jakie złe języki doniosły, że to nie w konkursie ućciwem mnie wyłoniono, jeno protekcyją jakąś, albo też dzięki gratyfikacji potajemnie temu, bądź owemu wręczonej stanowisko mi przypadło – ani rusz nie wierzcie! Nie masz takich rzeczy w Naszem Królestwie!