Błazen Nadworny - Obłęd albo list z Ojczyzny

Spisano dnia 18 października A.D. 2020

Obłęd albo list z Ojczyzny


     A zatem nadarzyła się koniec końców okazja, by list Wam posłać. Oto wczora pod wieczór zjawił się tu człek pewien, któren przybył z Interkirchen w dolinie Aaru, a udawał się do Geschinen w dolinie Rodanu. Szczęśliwie droga między obiema dolinami wiedzie poprzez przełęcz Grimsel, skąd niedaleko do naszego szałasu. Jako wiecie, przebywam już w niem od trzech niedziel z okładem, wraz z kilkoma pasterzami, ludźmi prostemi po prawdzie, lecz wielkiego serca. Wyuczywszy się cokolwiek tutejszego dialektu, wcale dobrze pojmuję ich osobliwą mowę, choć ta mocno różni się przecie od języków, któremi posługują się mieszkańcy księstw niemieckich. Posmakowała mi też tutejsza prosta strawa - chleb czarny, maczany w serze, roztopionem w kociołku nad paleniskiem. Z dala od jakże małych spraw wielkiego świata wiodę tu żywot przaśny, atoli spokojny przecie i wcale radosny.

     Wracając jednakoż do posłańca, za jego to sprawą właśnie wielki świat przybliżył się ku mnie nagle i niespodzianie. Przekazał mi bowiem ów człowiek list od przyjaciela mego, Ursa Schwäzli, a wraz z niem i drugi, któren otrzymał był Urs nie od kogo inszego, jeno od Pana Piwnicznego. Jakże list ów mnie uradował! Przez te wszytkie miesiące prawiem już zapomniał twarzy druha mego, a tu... Patrzcie! Przełamałem więc co rychlej lakową pieczęć i począłem czytać, atoli z każdem wierszem mina ma coraz więcej rzedła i coraz mniej pojmowałem z owej pisaniny. Może być, pomnicie jeszcze, jako to przejeżdżając ongi przez Wenecją otrzymałem list od Pana Śpiżarnego z kolei, któren to mnie troską wielką o zdrowie umysłowe autora napełnił. Teraz zaś Pan Piwniczny? Zaiste, niepodobna!

     A zatem, drogi Błazenku - pisze mój kompan - u nas wszytko po staremu, choć przecie lepiej niż drzewiej bywało, albowiem staraniem Pana Kanclerza Skarb ode złota aż trzeszczy i jeno złe języki powiadają, iże dno w niem widać. Krzty prawdy w tem atoli być nie może, albowiem Miłościwy Pan wcale dobrze sobie folguje, a Mistrz Mateusz z Moraw nader hojnie dworzan wynagradza. Mnie takoż coś skapło, więc żałuj Waść, że Cię tu z nami nie ma. Łykom jeno się śrubę przykręca, nowych danin im przyrzucając, gryzipiórków multum na zbity pysk wyrzucono, a i chamstwu pańszczyznę o jeden dzień wydłużono, iżby szlachta na Skarb więcej łożyć mogła.

     Jakże to więc? Skarb pełen, a podatki się nowe obmyśla? Po co? Na co? Dalej jednakoż pisze Pan Piwniczny rzeczy jeszcze osobliwsze:

     Zaraza u nas szczęśliwie z rozkazu Księcia Regenta jeszcze latem precz przegnana - odczynił był zły urok nasz waleczny Mistrz Mateusz, a to przemowami swemi, które co rusz wobec starszyzny był wygłaszał. Teraz atoli powróciła ze zdwojoną mocą, a to za sprawą medyków wszetecznych, co łatwy chleb utraciwszy, morowe powietrze de novo sprowadzić poprzysięgli. Szczęśliwie morbus Dworu mało się ima, a że pospólstwo cokolwiek przetrzebi, to i niewielka stąd strata. Medyków zasię tropi wszędy i wyłapuje Święte Oficjum.

     Zaiste nie do wiary! Czyli roztropnem jest, by w czas zarazy Inkwizycja medyków prześladowała? Czytam jednakoż dalej i oto, co w liście od przyjaciela mego najduję:

     Może nie wiesz waść jeszcze tego, albowiem długo Cię w kraju nie było, jednakoż sprawcą wszelakiego nieszczęścia w Ojczyźnie naszej są włosy ryże. Ryżość z Europy ku nam przybyła, a z niej, jako jest Ci wiadomem, plugastwo jeno wszelakie początek swój zawżdy brało, świętej wierze ojców naszych zagrażając. Szacunek więc należny wszytkim poddanym okazawszy, od ryżości wolnem kraj całen ogłosić Książę Regent rozkazał, z błogosławieństwem Księdza Arcybiskupa.

     W tem miejscu lękać się począłem już nie na żarty o to, czy aby Pan Piwniczny zmysłów nie postradał, bo czemże niby owa ryżość być by miała? Są wszak ludzie o włosach barwy płomiennej, a to dla tej przyczyny, iż takiemi właśnie się urodzili, lecz primo, nie zdają mi się ani trochę gorszemi od inszych, secundo zasię, barwa ich toć przecie nie religia, iżby jakiej innej na przeszkodzie stawać miała.

     Czytałem dalej o bakałarzach, zaprzańcach, co to dziatwy w czas zarazy uczyć się lękają i wcale dużo o rekonstrukcyjej, atoli czego i dla jakiej przyczyny, ani w ząb pojąć nie mogłem i nawet o tem, iż Książę Regent podkanclerzym się ostał (sic!), aż wreszcie spostrzegłem, iż pod sam koniec listu zdaje się przeczyć druh mój serdeczny własnem słowom. Oto bowiem znów pisze, jakoby za sprawą Mistrza Mateusza nad zarazą wiktoryją ostateczną odniesiono. Zaiste? I to tem sposobem, iż wzbroniono motłochowi po jarmarkach się tłoczyć, a miast tego nakazano tłumnie w kościołach schronienia szukać i tam głosami gromkiemi suplikacyją furt i wciąż odmawiać, a w wodzie święconej ręce obmywać.

     To jedno po prawdzie roztropnem mi się zdaje, albowiem z dawien dawna rzeczą jest wiadomą, że morowe powietrze do sacrum wstępu nie ma. To jedno. Ale cała reszta? Tak, zaprawdę ma powód, iżby o zdrowie umysłu przyjaciela swego się obawiać


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.