Błazen Nadworny - Lege artis

Spisano dnia 8 lipca A.D. 2018

Lege artis


     Nihil novi – wszytko po staremu, a więc nadal tkwię w benedyktyńskiem klasztorze, zaś Miłościwie Nam Panujący ani myśli zawezwać mnie do swej letniej rezydencyji, gdzie wraz z całem Dworem spędza mile dnie na ucztowaniu, zabawach i najprzeróżniejszych uciechach. Musi zapomniano o mnie w ów czas kanikuły, bo w przybycie Księcia Regenta, którego miałbym w pół drogi godnie powitać, chyba nikt już nie wierzy.

     Wczora pod wieczór zjawił się po prawdzie człek wiozący Infantowi listy książęce, a że na noc stanął w klasztorze, probowałem indagować go, jak się na Zamku rzeczy mają. Wszytko, czego się atoli zwiedziałem, to że Książę rzec miał, iż nie może na urzędzie błazna pozostawać, kto dobra królewskie dzierżawiąc, z onych bogactwa czerpie. Zaiste osobliwe. Gdzież mnie do dóbr królewskich albo choćby i własnych, skoro za całen majątek pierścień swój mam, szat i ksiąg parę, gęsie pióro, kałamarz, tudzież zardzewiałą karabelę! Może jednakoż komu inszemu posadę moją szykują...

     Ale nie o tem chciałem. Popołudnia przepędzam w tutejszej libraryji, gdziem już, jako może kto pomni, w czas Świąt Zmartwychwstania Pańskiego jednego białego kruka odnalazł. Nie dalej jak we środę wpadł mi zasię w ręce inszy, arcyciekawy manuskrypt. Wnosząc z wyszukanego, barwnego stylu, słów starannie dobranych, jak też złożoności łacińskich zdań, wyjść on musiał spod ręki Tytusa Liwiusza. Czemu zaś nie trafił do Ab Urbe condita? Zaiste orzec trudno. Może być, iż zapodział się kędy w mrokach dziejów, może też sam autor usunął go dla tej, albo inszej przyczyny. Tyczy się zaś on trybuna ludowego, Tyberiusza Semproniusza Grakcha, któren to, jako wszem i wobec wiadomo, lat sto  trzydzieści i trzy przed narodzeniem Pana Naszego, Rzeczpospolitą Rzymską zreformować zapragnął. Oto zaś jako Liwiusz przedstawia dyskurs, któren odbył się naonczas w domu braci Grakchów, położonem u stóp Kwirynału. Dziewięciu spośród dziesięciu trybunów zasiadło tamże na trójnogach, rozstawionych w atrium wokół sadzawki.

     – Sprzeciw Marka Oktawiusza niweczy nasze zamiary – zaczął Tyberiusz – zgadzamy się jednakoż wszyscy, że reformę agrarną przeprowadzić trzeba.

     Siedzący skinęli głowami, a Tyberiusz ciągnął dalej:

     – Nie sposób zaprzeczyć, iże zgłaszając intercessio, Oktawiusz działa na rzecz Senatu, nie zaś Ludu, co przecie go obrał.

     – Nie godzien być trybunem! – zakrzyknął Gajusz Grakchus, któren stojąc u progu tablinum przysłuchiwał się rozmowie.

     – Twój brat, Tyberiuszu, chocia młody jeszcze, słusznie prawi – rzekł Tytus Flawiusz  – cóż jednak z tego? Skoro się ostał trybunem, będzie nim aże do końca swej kadencyji. Tak mówi prawo.

     – Aliści tak być nie musi... – odparł Tyberiusz.

     – Jakże to?! – obruszył się Lucjusz Korneliusz Scypion, wnuk Scypiona Afrykańskiego i kuzyn Tyberiusza – Jak odmienisz prawo?

     – Kadencyja trybuna zda się jeno nieprzerywalną, lecz cóż się stanie, gdy, exempli gratia, trybun straci życie?

     – Chcesz zgładzić Oktawiusza?! – zakrzyknął Decymus Tuliusz Senectus – A któż się na to poważy? Wszak czeka za to śmierć na ziemi i wieczna klątwa bogów, która snadź i ciebie dosięgnąć by mogła i ród całen Semproniuszy, skoro byś zlecił takową zbrodnię i najął do niej ludzi!

     – Nie noszę się ze zdradzieckiem zamiarem, Decymusie. Trybun może przecie umrzeć dotknięty chorobą, może spaść z konia w galopie, cóż tedy? Czyliż lex romana jest nad boskiem prawem? Gdy trzecia z sióstr Parek, Morta, nić żywota przetnie, na nic nasze ustawy.

     – Racja! – podchwycił Gajusz – exemplum owo jasno pokazuje, iż kadencyja trybuna nieprzerywalną nie jest, i to żadną miarą!

     – Cóż jeśli – ciągnął dalej Tyberiusz – trybun rozum postrada, albo też w tak ciężką popadnie chorobę, iże nie będzie mógł pełnić urzędu?

     – Eo ipso, skoro go pełnić dłużej nie będzie – zauważył Flawiusz – trybunem być zaprzestanie...

     Zapadło milczenie. Tyberiusz powstał i obszedł dokoła impluvium.

     – Sami widzicie więc, przyjaciele – rzekł w końcu – iż nadto dosłownie traktujemy prawo. Sens jego jest wcale inszy.

     – Salus rei publicae suprema lex esto! – wyrecytował Gajusz.

     I znów zapadła cisza, jakoby wszyscy wsłuchiwali się w echo słów, które właśnie przebrzmiały.

     – Słusznie prawisz młodzieńcze – ozwał się w końcu Tuliusz powstając z miejsca i wspierając się na lasce – wiek mój po prawdzie podeszły, lecz całą jasnością umysłu dostrzegam, iże dobro Rzeczypospolitej, dobro jej Ludu, stać musi ponad wszelkiem prawem.

     – Ale tak się nie godzi – rzekł cicho Lucjusz wpatrując się w posadzkę – cóż z Rzecząpospolitą się stanie, skoro nie będziem przestrzegać jej praw?

     – Zauważ Lucjuszu – ozwał się milczący dotąd Sekstus Azyniusz Gallus – zauważ, że prawo jasno nakazuje, by trybun stał po stronie Ludu, co zda się ważniejszem, niźli kadencyja. Skoro więc miałby wziąć stronę Senatu, trybunem być zaprzestanie...

     – Zwołajmy tribus! – skwitował Tyberiusz wznosząc w górę oczy i spoglądając poprzez compluvium na skrawek pochmurnego nieba – Niech lud przegłosuje, czyli Oktawiusz nadal jest trybunem! Niech wszytko będzie, jako się należy, lege artis!

     Zebrani zgodnie skinęli głowami i tak się skończyło owo posiedzenie. Aulus Kalpurniusz Pizon i Gnejusz Klaudiusz Sabinus nie odzywali się ani słowem. Wracali teraz wespół do swych domów przez Forum i rozprawiali o odbytej naradzie, a gdy mijali lapis niger, posłyszano, jako Pizon mówił do Sabina:

     – Jestże to więc prawdą, iże Tyberiusz Grakchus ma się ostać ósmem królem Rzymu?

     I tyle Liwiusz w swojem manuskrypcie. Z inszych dzieł wiemy, że Marek Oktawiusz pozbawion został w rzeczy samej godności trybuna i że się dokonała reforma agrarna. A chocia przyniosła Rzymowi korzyści, to przecie postępek swój wkrótce życiem przypłacił Tyberiusz. Tak zawżdy kończą ci, co łamią prawo – i nawet choćby intencje ich były szczeremi. To jednakoż zdarza się niezmiernie rzadko, o czem do cna jest przekonany


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.