Błazen Nadworny - Przekupka

Spisano dnia 10 lipca A.D. 2016

Sejm niemy


     Może być, że znacie już tę legendę, lecz nawet jeśli znacie, to posłuchajcie. Zdarzyło się to dawno temu, w czasach quasi interregnum, czyli, by tak rzec, bezkrólewia na niby, bo Infant niby panował, lecz we wszystkiem posłusznym był Księciu Regentowi. A rządził Książę zaiste żelazną ręką, choć mimo to, nie wiedzieć dla jakiej przyczyny, nie chciał, aby powiadano, iż rządzi ważąc sobie lekce wolę narodu, więc zwoływał raz w czas szlachtę na sejm – głównie po to, aby nowe podatki na się ochoczo nakładała. Sejm zaś zbierał się na zamku, w sali poselską zwanej, bo poza tem, że posłowie sejmików ziemskich w niej radzili, przyjmowano tam również i obce poselstwa. A że sala z czasem zmarniała cokolwiek, postanowił jej Książę Regent dawną świetność przywrócić, a przy tem siermiężny strop na włoską modłę ozdobić wykwintnemi kasetonami.

     Sprowadzono w tem celu z Italii sławnego na całą Europę mistrza Gepetto, któren to wraz ze swymi uczniami wyrzeźbić miał w drzewie sto dziewięćdziesiąt cztery głowy – rycerzy, mieszczan, a nawet zwykłych włościan, z których każda we swój kaseton wpasowaną być miała. Tak się złożyło, że gdy już wszystkie, wyjąwszy jedną, były gotowe, mistrzowi wpadł w ręce kawałek gadającego drewna, z którego to, niewiele myśląc, ostatnią głowę uczynił – przekupki, wyjątkowo szkaradnej, w istocie. Ten i ów obawiać się nawet począł o reakcję Księcia, jednakoż niesłusznie, bo gdy jeno wszedł on do sali, głowa ozwała się doń temi słowy:

     – Bądź pozdrowiony najpotężniejszy z potężnych i najmądrzejszy z mądrych! Niechaj władza twa nie ma równej sobie!

     Dzieło przypadło więc Regentowi do gustu, a Gepetto otrzymał później zgodzoną, wcale sowitą, zapłatę i to mimo, iż skąpstwo Księcia powszechnie było w kraju znane. Mistrza nagrodzono też zaraz gromkiemi oklaski, a tylko nieliczni z obecnych wówczas na sali dostrzegli, że gdy głowa przekupki przemawiała, usta jej wykrzywiły się szpetnie, nos zaś wyraźnie wydłużył.

     Nie było dnia, aby w Sali Poselskiej nie miało miejsca co ważnego, przekupce zasię gęba się nie zamykała – słowem publicznem raz wraz kogo obrzucała, wyjąwszy Regenta, rzecz jasna, i stronników jego. Tych bowiem zawżdy chwaliła, lecz już dla przykładu imć pana Żelechowicza, co niekiedy od Księcia odmienne miewał zdanie, nazwała dziadygą, pana Grodzkiego z kolei od starych bab zwyzywała. Z uwagi jednakoż na szczególną atencję dla władzy wszystko to uchodziło jej na sucho, chocia jedno zdarzenie niemały sprawiło ambaras. Oto bowiem zjawił się na Dworze poseł od samego Cesarza, a gdy słudzy jego wedle protokołu chorągiew cesarską na salę wnieśli, przekupka krzyknęła:

     – Zabrać mi stąd zaraz tę szmatę!

     I choć Książę Regent cudem jakim od śmiechu wstrzymać się zdołał, poseł poczuł się wielce urażonem, zniewagę majestatu, a tem samem casus belli w zdarzeniu owem upatrując, zaczem audiencję przerwano. Udobruchano go później potajemnie workiem dukatów i do wojny, chwalić Boga, nie doszło. Kiedy indziej znów przyjmował pan Kanclerz Jego Magnificencję, Rektora Akademii, a wraz z nim kilku prześwietnych profesorów.

     – Sama mogłabym być takim profesorem! – zawołała naonczas głowa przekupki wywołując tem powszechną wesołość.

     Temczasem poczęła szlachta zjeżdżać się na sejm. Niektórzy przybywali konno samopas, inni ze służbą, a co więksi panowie w powozach grzecznych, albo karetach tu i owdzie srebrem, bądź złotem zdobionych. W mieście uczyniło się tłoczno, w gospodach, a nawet dalej usytuowanych oberżach i przydrożnych zajazdach nie sposób było znaleźć jakie legowisko, chyba że jeno w stodole, na sianie. Szynkarze aż ręce zacierali z uciechy, bo tyle piwa i miodu, co w czas sejmowy, przez rok cały chyba nie wypito.

     Wreszcie nadszedł ów dzień, gdy rozpoczęły się obrady i przystąpiono do elekcji marszałka. Stronnicy Regenta zgłosili imć pana Kucharskiego, przeciwnicy zaś – Nieprzysiółkowicza. Zaraz jednak gdy to uczynili, ozwała się głowa przekupki:

     – A cóże to za kanalia! Raz wraz obraża to tego, to znów owego! Czylimże jest w stodole, że bydlę takowe oglądać mi przyszło?

     Poruszenie śród szlachty zrobiło się naonczas niemałe. Ktoś wrzasnął:

     – Odrąbać nie mieszkając tę ohydną maszkarę!

     Kto inny znów:

     – Veto! Nie pozwalam!

     I takoż uczynił się rejwach wielki, wszyscy przekrzykiwali się wzajem, aże wreszcie skończył rzecz całą Regent, marszałkiem pana Kucharskiego mianując i tak rozpoczęto obrady. Głowa coraz to dogadywała przeciwnikom Księcia, ku jego wielkiej uciesze, jak odgadnąć łatwo, a skoro już nic nie mówiła, zajadała w najlepsze kiełbasę, aże w całej sali czuć było czosnek. Wreszcie, gdy przemówił pan poseł Piechowski, pierwej nazwała go szczurem, potem zaś, wyjawiła mu, iż nic nie wskóra, choćby i gadał usque ad mortem defecatam (tak po łacinie zapisano to w kronikach, jednakoż przekupka kuchenną jeno łaciną władając, rzekła po prostu: aże do usranej śmierci). Już zaś na sam koniec, gdy szlachcic ów począł kwestie podnosić, które wyraźny ambaras zdawały się czynić Regentowi, wrzasnęła na całe gardło:

     – Mości marszałku! A dobądźże waść samopał i ustrzel co rychlej to ścierwo!

     W istocie tak właśnie postąpił był pan Kucharski, atoli że mało wprawną miał rękę, tudzież kiepskie oko, chybił i jeno w oknie dziurę na wylot uczynił. Dalej jednakoż już nikt się słowem nie odezwał, przez co obrady rychło zakończono, a sejm ów później niemym nazwano. Cóż, silentium aurum est – mawiają – milczenie pono jest złotem...

     Minął rok, a może i jeszcze miesięcy parę i koniec końców szlachta, rządami Regenta do cna rozsierdzona, rokosz wznieciła, skutkiem którego tak Książę, jak i Infant, Kanclerz i wszyscy wysocy urzędnicy ucieczką salwować się musieli i w rzeczy samej za wschodnią granicę Królestwa pierzchli, do krain dalekich. Wtedy to właśnie postanowiono głowie przekupki aż po wsze czasy usta zalepić, by słów plugawych już nigdy więcej nie wypowiadała. I taką właśnie w Sali Poselskiej oglądać ją dziś można, o czem zaświadcza niniejszym


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.