Błazen Nadworny - Bajka o Misiu

Spisano dnia 25 września A.D. 2016

Bajka o Młodem Misiu


     Nie dalej jak wczora, ledwie co przed północą, zawezwał mnie do siebie Infant, a to w tem celu, abym opowiedział mu jaką bajkę na dobranoc, albowiem bez tego nijak usnąć nie mógł. Przyznam, że zaskoczył mnie tem Miłościwy Pan cokolwiek, jako że od dawna już opowieści moich ani trochę słuchać nie chciał. Uradowałem się zatem wielce, choć będąc mało przygotowanem, musiałem naprędce historię jaką obmyślać ab ovo i – by tak rzec – dać się nieść wodzom fantazji, dla ostrożności jeno czasami ściągając nieco cugle. A jeśliście ciekawi, jako też udała mi się owa improwizacyja, to przeczytajcie i sami wydajcie werdykt.

     Był sobie Lew, któren, jako i wy, Miłościwy Panie, ostał się królem, tyle że królem zwierząt, rzecz jasna. Z tej jednak racji, iż był on jeszcze w wieku dziecięcem, nie sprawował władzy sam, lecz per procura – w jego imieniu krajem, to jest zwierzętami, rządziła Małpa, całkiem zmyślna w istocie i wcale zdolna, zwłaszcza gdy szło o układanie strategicznych projektów. Zważywszy zaś, że lasowi zagrażali drwale, Małpa w obliczu periculum takowego najpierwsze miejsce u swego boku dała Staremu Niedźwiedziowi, czyniąc go ministrem wojny.

     – Jesteś wielki i siejesz strach – rzekła do niego – nikt lepiej niż ty nie obroni nas przed drwalami.

     Uradował się wielce Stary Niedźwiedź słysząc te słowa. Trzeba wam jednak wiedzieć, Miłościwy Panie, że z natury swej był on bardzo nieufny i na każde zwierzę poglądał z wielką podejrzliwością, a niektóre z nich posądzał wręcz o to, iż jawnie sprzymierzyły się z drwalami. W ten to sposób nader trudno mu było naleźć w lesie jakich sojuszników, lecz czyż jednak sam jeden dałby radę drwalom? Z pewnością nie, albowiem wcale niełatwo jest przeciwstawić zęby i pazury gromadzie całej, w topory zbrojnej.

     – Już wiem – rzekł Stary Niedźwiedź sam do siebie – uczynię doradcą mem Młodego Misia. Kto jak kto, ale on na pewno mnie nie zdradzi!

     I tak też zrobił. Młody Miś był jednakowoż niedźwiadkiem o bardzo małem rozumku, tak małem, iż nawet o tem nie wiedział i żadną miarą pojąć nie mógł, że zadaniom swem nijak nie podoła. Ergo, do góry podskoczył z radości i zaraz pobiegł do pasieki, a to w tem celu, aby miód podbierać Pszczołom. Teraz przecie, będąc doradcą Niedźwiedzia, mógł to już czynić całkiem bezkarnie.

     – I co mi zrobicie? – zawołał wyciągając wielki, słodki plaster – Sprobujcie jeno mnie użądlić!

     Pszczoły bzyczały, co prawda, nader niegrzecznie, jednakoż żadna ani trochę nie kwapiła się do żądlenia i to mimo, iż Młody Miś opuścił spodnie i wystawił w ich stronę goły zadek, za przeproszeniem Waszej Królewskiej Mości.

     – Ha, ha! – zaśmiał się Infant.

     – Młody Misiu, Młody Misiu! – zawołał Prosiaczek, druh jego serdeczny – skoroś już na urzędzie, nie nalazłbyś aby dla mnie jakiego dogodnego miejsca, gdzie bliżej koryta?

     – Albo dla mnie, bliżej żłoba? – spytał Osioł Kłapouchy, takoż i towarzysz zabaw Młodego Misia, choć cokolwiek ponury z usposobienia.

     – Pójdźcie ze mną – odparł Młody Miś – wszak nie dam wam, przyjaciele, głodować. A i wy zapewne okażecie mi swą wdzięczność. Przecie prócz miodu siła inszych smakołyków idzie naleźć w lesie. Wiewiórki na ten przykład zgromadziły słuszny zapas orzechów, a Dzikom zapewne zbywa już żołędzi. Trzeba mieć jeno władzę i pozycję, nic nadto!

     To rzekłszy udzielił Młody Miś dymisji Sowie, w jej zaś miejsce Tajnem Radcą uczynił Osła Kłapouchego, podczas gdy Prosiaczek za jego protekcją został Mistrzem Ceremonii. Na wszytkie te poczynania wielce łaskawem okiem poglądał Stary Niedźwiedź, a nawet odznaczył Młodego Misia za odwagę ekstraordynaryjną orderem uczynionem z dużej kartofli. Małpa z kolei oko przymykała, niby to udając, iże nic, a nic nie dostrzega.

     Miarka przebrała się dopiero wówczas, gdy Młody Miś na swego przybocznego mianował nadzwyczaj rozbrykanego Tygryska, ów zaś bryknął Szakala, któren to, jako wiadomo, blisko był spokrewniony z nader wpływowem i wielce ustosunkowanem Wilkiem. Ten nie mieszkając wszczął śledztwo – indagował Sowę, Wiewiórki, Dziki, Pszczoły, a nawet ptactwo leśne, któremu to niezbyt mądrze zalecono kryć się przed drwalami w gałęziach drzew.

     – Czas kres położyć temu kumoterstwu – powiedział na koniec – niechaj wszytkie zwierzęta poznają, co się tu wyrabiało.

     Volens nolens, Stary Niedźwiedź musiał odpuścić i Młody Miś pożegnał się ze swem stanowiskiem, podobnież jak Prosiaczek, Osioł Kłapouchy i Tygrysek.

     – Zawsze uważałam, że tak być powinno – skwitowała Małpa.

     Myliłby się atoli ten, kto by suponował, iże Sowa wróciła na swój urząd. Nic podobnego! Tajnem Radcą ostał się teraz młodziutki Lisek Chytrusek, zaś posadę Mistrza Ceremonii objęła Mała Hiena.

     – A jaki stąd morał? – spytał ziewając Infant.

     – Jaki? Przyznam, że sam nie wiem, Miłościwy Panie... – odparłem nieco skonfundowany.

     – Głupia bajka – rzekł Król i ziewnął raz jeszcze, po czem usnął.

     Cóż, w rzeczy samej bajka owa niezbyt zręcznie obmyśloną się zdaje, lecz, jakby nie spojrzeć, skutek zamierzony odniosła – Monarcha w sen zapadł, a przecież to jeno miał na celu


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.