Błazen Nadworny - O duchu praw  w państwie na skraju Europy położonym

Spisano dnia 6 grudnia A.D. 2015

O duchu praw

w państwie na skraju Europy położonym 


     Powiew Oświecenia nadszedł ku nam od stolic Europy, a wraz z nim myśli głębokie i ze wszech miar mądre. Tak też i Najjaśniejszy Pan podjął trud, aby dzieło uczonego Monteskiusza O duchu praw zgłębić, a zawarte w nim rady na naszym rodzimym gruncie co rychlej zaszczepić. Nakazał więc tedy, by mu przy śniadaniu księgę ową na głos czytano – nie w całości rzecz jasna, lecz we fragmentach jeno, bo z uwagi na ciężar jej gatunkowy niestrawności mógłby się przez to nabawić.

     W każdym razie, dowiedział się z kart owych Miłościwie Nam Panujący o trójpodziale władzy, a to na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, jako gwarancji państwa równowagi, a przez nią i stabilności tronu, którą to przecie każdy władca najpierwej sobie ceni. Jakoż i wiedza wkrótce na praktykę się przełożyła, bo oto ustanowił Król Jegomość konstytucję, a w niej trójpodział ów właśnie zapisał, dokładnie tak, jako to baron de Montesquieu zalecił. I tak rozkazy ministrom swoim miał Monarcha wydawać jedynie rano, sądy sprawować w południe, zaś dekrety ogłaszać wieczorem, którym to sposobem władzę wykonawczą od sądowniczej i ustawodawczej najbardziej naturalnym ze sposobów pory dnia oddzieliły, a te przecież od Najwyższego pochodząc, poza wszelkim pozostają dyskursem. Dodać też należy, iż wspomagał króla w owych politycznych przedsięwzięciach pewien uczony Włoch, nazwiskiem Filiostro, doktor praw i wielki znawca nowych idei.

     Zdarzyło się też, że zaraz na drugi dzień po konstytucji proklamowaniu – a był to akurat wtorek – w południe szlachciców dwóch w sprawie arcyważnej stawiło się przed sądem królewskim, przy czem jeden z nich zwał się Horesz, drugi zaś Soplicki.

     – Najjaśniejszy Panie – rozpoczął Soplicki – oto staję przed Twym Majestatem, o sprawiedliwość suplikując wobec sąsiada mego, z którym od lat wielu spór o zamek toczę. I właśnie teraz, kiedy jasnym niczym słońce okazać się miało, iż wszelkie documenta na moją rzecz przemawiają, imć pan Horesz zbrojnych pachołków najął i wraz z bandą ową majątek mój zajechał, zamek zaś siłą odbiwszy, ludźmi swemi obsadził.

     – Nie tak było, Najjaśniejszy Panie – rzekł na to Horesz – spór wszak przed sądem podkomorskim w najlepsze się toczył, zaś ten oto pan Soplicki wyroku nie czekając, in causa sua sędzią się ogłosił, a do zamku gości sprosiwszy stoły zastawił i niczym gospodarz ich podjął, per factum tak dokonane własność swą potwierdzić pragnąc...

     – A wtedy to adwersarz mój – wszedł mu w słowo Soplicki – organy wielkie z sieni zamkowej klucznikowi swemu rąbać kazał i w gości nimi ciskać!

     – I cóż robić w tej sprawie, mości Kanclerzu? – spytał po cichu Król swego doradcy, który akurat był mu asystował wraz z doktorem Filiostro.

     – Zamek nie byle jaki, przestronny, pięknie położony... Sugeruję sekwestrację, Najjaśniejszy Panie.

     – No właśnie – rzekł Król głośno – z woli naszej zamek na Skarb Państwa przejęty być winien, skoro przedmiotem sporu będąc, celom swym nie służy.

     Pobledli na te słowa obydwaj szlachcice, jednakże w tym samym momencie ozwał się po cichu Filiostro:

     – Prawa takiego nie ma, Najjaśniejszy Panie, pierwej stworzyć by je trzeba.

     – A zatem, stwórzmy! – rzekł Król.

     – Aleć to dopiero wieczorem uczynione być może.

     Grymas lekki zagościł na twarzy Monarchy, jednakowoż ręką machnąwszy rzucił jeno krótko:

     – Do jutra odraczamy.

     Następnie zaś ku ogrodom pałacowym się udał, a to w celu oddania się grze w krykieta.

     Gdy nastał wieczór, Królowi gotowy dekret do podpisu przedstawiono, w którym to stało, iż Gród każdy warowny, co przedmiotem sporu będąc, przez którąkolwiek ze stron zbrojnie zajęty pozostaje, eo ipso celom swym w postaci obronności kraju służyć nie może. Z tej też przyczyny, pro publico bono, na własność Skarbu przejętym być winien, a to ku pierwotnej funkcji przywróceniu. Król wielce był rad z nowego prawa i już dnia następnego, we środę rankiem, użyć go zapragnął wysyłając szwadron huzarów, by ci w mig zamek przejęli. Powstrzymał go jednak przed deliktem owym doktor Filiostro:

     – Wasza Królewska Mość, byłożby to nadużycie, skoro wyrok w sprawie nie zapadł! Sąd zasię dopiero w południe odbyć się może.

     I znów machnął ręką Monarcha, bowiem rzecz całą szybko załatwić pragnął, a tu reguły konstytucji wyraźnie mu pobruździły. Wybrał się za to na przejażdżkę konną, co humor mu poprawiło i przed obiadem znów za sądzenie się zabrał. Jakież było jednakże jego zdziwienie, gdy oto obaj zwaśnieni szlachcice zaraz na wstępie zgodnie przyznali, że z zamku zbrojnych wszystkich usunięto, a i spór już zażegnany, nie inaczej, jeno poprzez zrękowiny synowca pana Soplickiego z krewniaczką pana Horesza. Nie w smak to było Władcy, bo i zamek cokolwiek się odeń oddalił.

     – A czy w dekrecie naszym przypadkiem nie stoi, jakoby tyczył się grodu nawet wówczas, gdy o niego chociażby w przeszłości zbrojne konflikty toczono? – spytał swych doradców.

     – Ani rusz, Najjaśniejszy Panie! – obaj zgodnie pokręcili głowami.

     – Dobrze zatem, poczekajmy do wieczora.

     Rzecz jasna, nowelę dekretu wraz przyszykowano, a w niej słowa zajęty pozostaje na kiedykolwiek zajęty zost zamieniono. Król jednak przed nocą podpisać papierów nie zdążył, jako że nadto był zajęty swoją faworytą. W efekcie więc cały czwartek czekać musiał, by jak zwykle pod wieczór na nowym prawie podpis swój złożyć.

     Nastał piątek i kiedy Monarcha zjadłszy śniadanie, za sprawowanie władzy wykonawczej się zabrał i już miał rozkazy huzarom wydać, ponownie powstrzymał go doktor Filiostro:

     – Najjaśniejszy Panie, pierwej rozprawa odbyć się musi, by wedle noweli dekretu lege artis wyrok sprawiedliwy zapadł.

     – Ach cóż znowu! Długo jeszcze zanudzać mnie waść będziesz swymi lege artis?

     Filiostro jednak tylko ręce rozłożył bezradnie, jakby chciał rzec: Dura lex, sed lex. Król dał więc pokój, jednak gdy w południe znowu proces się rozpoczął, widać było, iż owej niemocy, prawnym imposybilizmem uczenie nazwanej, ma już aż po dziurki w nosie.

     – Najjaśniejszy Panie – zaczął Soplicki – skargę swą wycofuję, jako że do zamku zajęcia żadnego nie doszło. Sam tegom nie widział, a jeno mi doniesiono w błąd wielki wprowadzając. Errare humanum est, rzeczą ludzką zbłądzić, skoro mi jednak na wszystkie świętości sąsiad mój przysięga, że nie pachołków zbrojnych do warowni posłał, jeno sługi swoje, by sień uprzątnąć przed wieczerzą, która tamże odbyć się miała, skoro verbum nobile na to daje, jakże mu nie wierzyć?

     – Musielibyśmy wieczorem prawo takie ustanowić, że skarga raz złożona cofniętą być nie może – szepnął Filiostro Królowi na ucho – to akurat nader prostym się zdaje, bo sprawa w toku jest, więc nikt nie zarzuci, że dekret moc wsteczną posiada i ius retro agit...

     – A dajże już pokój, drogi nasz doktorze! – rzucił jednak Monarcha srodze zniecierpliwiony – Sam widzisz, jak źle się nam konstytucja nasza sprawuje. Zmienić ją trzeba będzie, albo w ogóle de novo napisać. Może tymczasem waść, mości Kanclerzu, coś na to zaradzisz? Zajmij się tym waść co rychlej, bo aż nadto historia owa nas zmęczyła.

     To rzekłszy oddalił się Miłościwie Nam Panujący ku innym czynnościom, bez wątpienia stokroć bardziej zajmującym od sprawowania trójpodzielnej władzy. Kanclerz zaś, skłoniwszy się, pułkownikowi huzarów polecenie zaraz wydał, zamek nie mieszkając zająć, zaś każdą ze stron kosztami procesu, jednako po sto dukatów obciążył.

     Nie masz wolności, skoro władza sądownicza nie jest oddzielną od władzy prawodawczej i wykonawczej – napisał Monteskiusz. Ileż warta jest jednak wolność? Ileż konstytucja? A może wszak dobro panującego nad krępującym go prawem stanąć winno? Takie oto pytania stawia dziś sobie i Wam


Wasz
Błazen Nadworny


 
 

Częstuję Was ciasteczkami (po nowemu cookies). Bez obaw, nie są zatrute! Zostając u mnie godzicie się je pałaszować, choć przecie zawżdy wydalić je możecie ze swych przeglądarek. Ja sam wolę dziczyznę i czerwone wino, wszakże wiedząc ile już u mnie ciasteczek zjedzono, łacno poznać mogę, ilu miałem gości.